Witajcie w Halo Milano – serii, w której co jakiś czas albo i częściej na swój sposób przyjrzę się dwóm wielkim, mediolańskim klubom – Milanowi i Interowi. Będą to raczej podsumowania tego co się dzieje na bieżąco w obu tych ekipach – zapowiedzi meczów, ich opisy i podsumowania. Jako fanowi AC Milanu ciężko mi bez wątpienia o obiektywizm, tym bardziej w stosunku do sąsiadów zza miedzy.
Jednak coś jest w Interze warte uwagi; nie sposób nie docenić tego, że w tym sezonie są świetną ekipą. Fajnie się patrzy na ich grę i wyścig o scudetto (wobec cyrków, jakie dzieją się w mojej drużynie). To trochę jak z naszą Polską, wzajemnie między sobą możemy sobie dogryzać i często robimy to bez hamulców, ale jak pojawia się ktoś poza naszego kręgu (w tym wypadku można dać Juventus), to potrafimy stanąć za sobą murem (może przesadzam trochę, ale czasem tak bywa; można się spokojnie kolegować będąc interistą i milanistą). No i łączy nas wyjątkowa więź historyczna (pomijając ten stadion, o który się spieramy od dekad) – oba kluby od zarania są ze sobą związane, choć tu Milan jest bez wątpienia starszym kuzynem z większymi sukcesami w europejskich pucharach. Przyznam jednak, że to może się zmienić w niedalekiej przyszłości, jeśli nie poczynimy porządnych inwestycji. Inter z kolei ma chwalebną kartę w historii włoskiej ligi – można powiedzieć, że to oni są głównymi promotorami charakterystycznego włoskiego stylu gry, czyli catenaccio. A poza tym osobiście moim ulubionym kolorem jest niebieski (ale w sporcie jakoś to specjalnie nie działa, hehe).
Zanim przejdziemy do właściwego wstępu, to napiszę skąd u mnie ta fascynacja tymi rzeczami. Kibicem Milanu jestem gdzieś tak od przełomu 2017/2018, kiedy byłem pierwszy raz w Italii. Akurat byłem wtedy we Florencji i Rzymie, nie w Mediolanie, ale pewne pozytywne wspomnienia dotyczące włoskiej piłki zostały; futbol jest tam częścią kultury i jest zauważalny w wielu miejscach. Znaleziona przypadkiem w domowych ciuchach koszulka Wielkiego Milanu z okresu Ancelottiego tak została ze mną, i myślę że to w tych dziwnych czasach nakierowała mnie na kibicowanie Rossonerim. Dlaczego dziwnych? W 2017 Berlusconi sprzedał klub Chińczykom którzy narobili bałaganu, a Milan tonął w lidze i nie tylko. Dopiero po przyjściu Amerykanów jakoś to się ustabilizowało i dopiero czasy Pioliego przywróciły tą potęgę na swoje dawne miejsce, choć teraz mam wątpliwości czy na długo. Serie A obserwuję gdzieś regularnie od sezonu 2020/2021 i pandemii, która zmieniła sporo w moim życiu a przede wszystkim moje postrzeganie europejskiej piłki (wcześniej śledziłem więcej Bundesligi i innych lig). Milan zaczął tu odnosić jakieś sukcesy właśnie tak gdzieś od przerwy w rozgrywkach – jak ręką odjął – cytując klasyka. Przerwanie dominacji Juventusu trwającej prawie dekadę i która przez długo zniechęcała mnie do ligi włoskiej uzdrowiło jakoś rywalizację w Italii. Inter został wtedy mistrzem, a Milan wicemistrzem. Od tamtej pory trwa bardzo ciekawy okres w włoskiej piłce, mam nadzieję że tak szybko się nie skończy. Na ten moment Inter – jak wcześniej wspomniałem- nadal przewodzi w walce o mistrzostwo, zbliżając się prawie do progu 50 punktów. Milan jest na solidnej pozycji, by zaklepać Ligę Mistrzów bez powtórki nerwówki z poprzedniego sezonu, choć w tym roku nastroje w klubie wydają się gorsze. Po tym jak październik i listopad zakończyły się masowymi kontuzjami odbierającymi nam możliwy do zrobienia awans w Lidze Mistrzów i pozycję lidera ligi, która wcześniej dawała, nie ukrywam, dużą satysfakcję bo nowi zawodnicy cieszyli oko.
A więc chyba już czas przejść do analizy meczów z ostatniej kolejki.
Milan vs Roma 3:1 – mecz-ruletka pomiędzy Mourinho i Piolim
Jako że Milan bliższy mojemu sercu, to właśnie od niego zaczynam opisywanie co wydarzyło się w mediolańskich klubach w ten weekend. Po efektownym zwycięstwie z Empoli 3:0 Rossoneri wydawało się, że nowy rok zaczyna się super w klubie i będzie jeszcze lepiej. Nadzieje okazały się płonne i pierwszy lepszy rywal, jakim była Atalanta szybko przyparł nas do muru. Porażka 2:1 z Atalantą wyeliminowała Milan z Pucharu Włoch. Z drugiej strony nie ma co się dziwić, Coppa Italia to dla nas co roku rzeka nie do przejścia. Wystarczy jeden czy dwa złe kroki i nie przechodzimy dalej. Choć trochę boli, że trofeum na które mamy największą szansę ucieka nam spod nosa.
Przechodząc już do hitowego starcia z Romą, to niewiele rzeczy napawało optymizmem. Byliśmy wydatnie osłabieni – Thiaw, Tomori i Kalulu leczą kontuzje i tak szybko nie wrócą, a Chukwueze i Bennacer wyjechali na Puchar Narodów Afryki. Sam dzisiaj rozegrał swój pierwszy mecz przeciwko Gwinei Równikowej; spotkanie zakończyło się rezultatem 1:1, a on zagrał ponad 20 minut bez żadnych liczb. „Benek” swój pierwszy mecz przeciwko Angoli rozgrywa dopiero 15 stycznia.
Apropo strzelania bramek: Rafa Leao zawodzi już dłuższy czas, bodajże od września nie strzelił bramki, tu zaczyna się robić nie za wesoło. Ogólnie nastroje są jakie są, o czym wspomniałem wcześniej. W ofensywie mamy nie za wiele działających opcji – np. Giroud, Pulisic czy Jović, który jest objawieniem zdecydowanym ostatnich tygodni. Serb, który wydawał się niewypałem, ratuje nam życie w nieprawdopodobnym stylu. Jeśli utrzyma tą formę, trzeba siąść z nim do stołu, bo przyszedł do nas tylko na rok.
A co w obozie przeciwnym? Tu jest gorzej, bo Roma wytraciła impet, jaki miała jeszcze do niedawna. Giallorossi dali wyprzedzić się Fiorentinie czy Bolonii. Ta ostatnia notabene chyba zaczęła tą dziwną serię meczy, z jaką teraz Roma mierzy. Niespodziewana porażka z Rossoblu miesiąc temu wyrzuciła Romę z TOP4 i nawet zwycięstwo w Derby del Sole 2:0 z Napoli nie pozwoliło jej wrócić na wcześniejszą pozycję. 2024 na razie jest rokiem bez zwycięstwa, i podopieczni Mou chcą to zmienić za wszelką cenę. Nie będzie im pomagać fakt, że muszą się zmierzyć brakiem w składzie ciągle kurujących się Tammy’ego Abrahama i Renato Sanchesa, Evana Ndicki – będącego na rozgrywanym w jego ojczyźnie (Wybrzeże Kości Słoniowej) Pucharze Narodów Afryki, i Paulo Dybali – który złapał parę dni temu w meczu z Lazio kontuzję prawdopodobnie uda i nie będzie dostępny przez jakiś czas. Szczególnie brak Dybali – dla wielu najważniejszego zawodnika rzymskiej ekipy, miał pewien wpływ na formę romanistów w niedzielę wieczorem.
Co do meczów Rzym – Mediolan, to nie zapomnę tego sprzed roku i pamiętnego prowadzenia 2:0 straconego w kilka minut. To był jeden z kluczowych momentów tamtego sezonu i jedna z niewielu chwil, kiedy byłem załamany i miałem łzy w oczach: to się nie miało prawa wydarzyć, a jednak Pioli udowodnił że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych – także w tym negatywnym sensie. Wracając jeszcze bezpośrednio do starcia z Romą: Jose Mourinho – jak to on ma w zwyczaju – obejrzał mecz z wysokości trybun. Kolejna czerwona kartka trenera jeszcze bardziej utrudniła sprawne działanie zespołu. Poza tym jak nawiązałem w podtytule o ruletce, porażka mocno podkopała pozycję Mourinho w klubie, a nieco poprawiła się sytuacja Pioliego, który coraz bardziej denerwuje kibiców i zarząd.
Paolo Scaroni, prezydent Milanu, tuż przed meczem przekazał Christianowi Pulisicowi statuetkę piłkarza miesiąca w lidze – fajna sprawa. Zdecydowanie jeden z graczy tego sezonu w Milanie, może nawet ma szansę być najlepszym z całej ekipy. Szybkim rzutem oka na drugą połowę boiska to Stephan El Shaarawy, notabene były milanista, zastępuje Dybalę i będzie partnerować Lukaku w ataku Romy. Największą niespodzianką był dla mnie brak Rui Patricio w bramce – kompletne zaskoczenie, zawsze był przecież pewnikiem w składzie.
Mecz otwiera strzał Giroud po ponad 30 sekundach gry. Milan próbuje grać od samego początku, ale nie wychodzi im za bardzo. Ale przychodzi on, cały na biało – Yacine Adli. Kompletnie zaskoczył rywali, pięknie złożył się do strzału a Svilar nie mógł tego obronić. Pierwszy gol w Milanie i to w takim stylu: widać że miesiące spędzone na ławce go zahartowały i nie poddał się marginalizacji przez Pioliego. Będą z niego ludzie.
Po tej bramce zarówno ja, jak i piłkarze Milanu zdekoncentrowaliśmy się – w końcu prowadzenie jest więc można się wyluzować. Przez następne 20 minut, poza niezłą akcją Leao, za wiele konkretów nie było. Ten stan rzeczy zmienił się około 30 minuty, kiedy Roma oddała pierwszy celny strzał na bramkę. Maignan cudem odbił piłkę posłaną w światło bramki przez Zeki Çelika. Zaraz potem milaniści rozpoczęli kontrę i znaleźli się pod polem bramkowym Romy. Zarówno Olivier jak i Puli mieli szansę stojąc przed bramką trafić do niej, ale żaden z nich nie utrzymał jej na dłuższą chwilę.
Pulisic jeszcze miał okazję strzelić głową parę minut później, ale tutaj też się nie udało. Spinazzola próbował z dystansu zmienić wynik przed przerwą, ale do końca pierwszej połowy nie udało się zremisować Romie. Przy okazji Mancini dostał kontuzji, więc Giallorossi znaleźli się w patowej sytuacji – byli coraz słabsi. Mieli przewagę w posiadaniu piłki, ale nie przekładało się to na gole, a Milan oddał nawet więcej strzałów na bramkę (3-2).
Druga połowa zaczęła się niezbyt ciekawie. Dopiero w 51. minucie Loftus-Cheek strzelił obok bramki, a Gabbia w 55. próbował nieskutecznie dośrodkować. Nie minęła dosłownie minuta, a Kjaer podał do Giroud i Milan prowadził już 2:0. Taki wynik pozwolił Milanowi w pełni kontrolować spotkanie, choć jak mawia nasz wieszcz piłkarski Czesio, to też jest niebezpieczny wynik.
⚽️ AC MILAN PODWYŻSZA PROWADZENIE! ⚽️
Olivier Giroud króluje w powietrzu i pokonuje bramkarza rywali! 🔥
Czy AS Roma zdoła jeszcze wrócić do gry? #włoskarobota🇮🇹 pic.twitter.com/2PQCseilJv
— ELEVEN SPORTS PL (@ELEVENSPORTSPL) January 14, 2024
W 66 minucie kolejną próbę zdobycia bramki podjął Davide Calabria – pech chciał, że chwilę później sfaulował Pellegriniego i Roma dostała wyjątkową okazję by się uratować. Paredes w 69. minucie pewnie trafił do bramki i od tej pory było 2:1. No i Mike dzisiaj pożegnał się z czystym kontem, choć była duża szansa na to by je mieć.
W 72. minucie Kjaer dostał żółtą kartkę za faul na Belottim. Rafa z uporem próbował cały mecz strzelić gola, ale piłka jakoś nie chciała wpadać. Lukaku miał większego niefarta w tym meczu, bo z nim było jeszcze gorzej – w porównaniu do Rafy nawet nie za bardzo kreował okazje, nie wiem co właściwie dziś robił na boisku. Po jego kolejnej nieudanej akcji podbramkowej, Pioli ściągnął Leao i Puliego z boiska. W ich miejsce weszli Okafor i Musah.
Mecz był już oficjalnie zamknięty w 84. minucie, gdy Giroud fenomenalnie asystując z pięty podał piłkę do Theo Hernandeza, a ten strzelił prosto w poprzeczkę. Piłka jednak odbiła się i znalazła w bramce. Ten piękny gol był gwoździem do trumny Romy. W końcówce Padre Pioli ściągnął Theo i Adliego, ten ostatni został pożegnany brawami za wyjątkowo dobry mecz w koszulce Milanu.
𝐖💥💥💥𝐖! 𝐂𝐎 𝐙𝐀 𝐀𝐊𝐂𝐉𝐀, 𝐂𝐎 𝐙𝐀 𝐁𝐑𝐀𝐌𝐊𝐀! 🚀
🤌 Cudowna asysta piętką Oliviera Giroud pomiędzy nogami rywala 😍 i potężne uderzenie Theo Hernándeza! ⚽️💣
Musicie to zobaczyć! 🔂 #włoskarobota🇮🇹 pic.twitter.com/7tU9ghXV8q
— ELEVEN SPORTS PL (@ELEVENSPORTSPL) January 14, 2024
}
Ostatnią ciekawszą rzeczą, jaka wydarzyła się w regulaminowym czasie gry, to Musah i jego mocne huknięcie na bramkę. Fajnie to zrobił, ale nie udało się; innym razem wyjdzie 🙂 Pod koniec meczu kamery pokazały sympatyczną rzecz – pogawędkę Lukaku i Loftusa-Cheeka: bardzo dobrych znajomych z Chelsea a teraz rywali w Serie A.
Słowem podsumowania: solidny mecz Milanu, nie ma co narzekać choć zawsze znajdzie się coś do skrytykowania. Milan traci 4 punkty do Juventusu i ma 8 przewagi nad 4. w tabeli Violą. Jeśli uda się utrzymać formę, to zaklepanie podium będzie formalnością. Teraz podobnie jak Inter będziemy musieli śledzić, co Juventus osiągnie z Sassuolo; dogonienie Bianconerich jest nadal możliwe. Nie będę ganił Pioliego – może tylko lekko wsadzę szpilkę, że za późno zrobił zmiany, ale poza tym było dobrze – na razie.
Inter vs Monza 5:1 – egzekucja w derbach Lombardii
W ten weekend głównym rywalem Nerazzurich w miniderbach Lombardii był tzw. mały Milan, czyli AC Monza – klub Adriano Gallianiego i śp. Silvio Berlusconiego, legendarnego, jak wcześniej wspomniałem, włodarza Milanu. Miesiąc miodowy, czyli sezon w roli beniaminka w lidze się już skończył a aura, jaka panowała nad tym klubem na początku przygody z Serie A jakby prysła. Niemniej jednak ten sezon wydaje się całkiem solidny dla klubu spod Mediolanu. Zajmował przed meczem 11. miejsce i miał wyrównany bilans 6-7-6. Była to słabsza forma niż w poprzednim sezonie, ale nadal cała ekipa trzymała się nieźle i spadek jej na razie nie groził.
Przechodząc do Interu, po zdobyciu mistrza jesieni, apetyty nadal są wielkie i nadzieje na podtrzymanie passy w lidze też. W porównaniu do Rossonerich mieli spokojny tydzień, by przygotować się do meczu. Bez większych kontuzji, zwycięstwo było dość oczywiste, choć Monza już w przeszłości potrafiła ugryźć Inter. Pamiętny remis sprzed roku – także na wyjeździe na Stadio Brianteo – czy kwietniowa porażka na Giuseppe Meazza pokazywały, że Inter musi być ostrożny nawet jeśli rywal teoretycznie nie był z najwyższej półki.
Hellas w ostatnim tygodniu pokazał że Nerazzuri muszą o tym pamiętać, ale nie tylko o tym: również o Juventusie, który traci tylko 2 punkty do pierwszego miejsca i wyczekuje każdą najmniejszą wpadkę Interu. Ponadto warto wspomnieć, że w barwach Monzy gra m.in. trzech byłych i jeszcze obecnych interistów – Luka Caldirola, który odszedł spędził w klubie 3 sezony temu, i bardziej bliższe nam – milanistom – przypadki, czyli Roberto Gagliardini, który latem 2023 r. przeszedł jako wolny agent do Biancorossich i Valentin Carboni, który jest wypożyczony na jeden sezon i przy okazji strzelił miesiąc temu bramkę Juventusowi.
Smaczku dodaje fakt, że dosłownie parę dni temu Daniel Maldini został wypożyczony do Monzy, będąc dalej zawodnikiem Milanu. Raz już strzelił gola Interowi w barwach Spezii, co mówiąc trochę żartem jest jedną z niewielu rzeczy, które go wyróżniają; nie oszukujmy się, Maldini junior to gracz dość przeciętny. Jego ojciec Paolo miał oglądać cały mecz z trybun w Monzie.
Pierwszą godną uwagi akcją w meczu była dość efektowna próba strzału Dimarco z woleja, ale jednak niecelna. Inter ruszył z całym impetem na połowę Monzy, nie pozwalając jej na wiele w swojej części boiska. Po 10 minutach miało mniej więcej 65-70% posiadania piłki, Monza nie potrafiła skontrować. Chwilę potem ich sytuacja znacznie się pogorszyła, gdy lecąca piłka odbiła się od ręki Gagliardiniego, co skończyło się sprawdzeniem na VARze i odgwizdaniem rzutu karnego dla Interu. Çalhanoğlu, słynący z tego, że każdego karnego wykorzystuje bezbłędnie, wykonał dobrze swoją robotę i Nerazzurri prowadzili już 1:0. Taki niskie prowadzenie ich w pełni nie zadowalało – 2 minuty później Lautaro Martinez podwyższył wynik do 2:0. Od tamtego momentu Inter nieco popuścił pasa i poluzował atak, Monza dostała więcej okazji by wreszcie zaatakować.
Pierwszą z nich był nieudany strzał Colpaniego w 16 minucie meczu. Wkrótce otrzymaliśmy dwie nieudane sytuacje bramkowe Marcusa Thurama, który cały mecz próbował się przełamać i na razie mu to nie wychodziło. W 30 minucie Pessina golem kontaktowym na moment przywrócił nadzieję Monzy, jednak ten stan nie trwał długo: sędzia po konsultacji odgwizdał minimalnego spalonego. Generalnie poza tą sytuacją Yann Sommer nie miał wiele do roboty w tym meczu, defensywa Interu sprawiała że Monza niezbyt często zagrażała jego bramce.
Do przerwy wynik się nie zmienił, a pierwszą połowę zakończył strzałem Lautaro, próbując podwyższyć wynik na 3:0. Jak Martinez zakończył jedną część meczu, tak można powiedzieć, że zaczął drugą. W 48 minucie Argentyńczyk otrzymał cios łokciem w nos od Caldiroli, co sprawiło że upadł na ziemię. Udało mu się jednak dojść do siebie i szybko wrócić na boisko. Nie minęło dużo czasu a doszło do kolejnego faulu – tym razem na Bastonim, ale jednak nie był on tak mocny jak ten na Lautaro.
Pierwszy kwadrans drugiej połowy był dość żywiołowy i interesujący. Monza chciała jednak powalczyć, co było widoczne chociażby w dwóch rzutach rożnych, jakie ta drużyna wywalczyła w 57. minucie. Chwilę potem humory niektórym fanom Interu lekko zepsuł Çalhanoğlu, otrzymując żółtą kartkę za faul na Carbonim, co wyklucza go ze składu na mecz z Fiorentiną – nie ukrywajmy, dość ważnego spotkania dla Nerrazzurich. Monza za to się popisała jeszcze ciekawiej, bo Raffaele Palladino prawdopodobnie za odzywki do sędziego zszedł do szatni z czerwoną kartką.
To był dość przełomowy moment w całym meczu, bo Monza jakby od tego momentu zaczęła pękać a Inter był już nie do zatrzymania. Hakan potwierdził to, zdobywając trzecią bramkę dla Interu przy współpracy z Thuramem. Zaraz potem przyszedł czas na zmiany. Na boisko weszli Frattesi i Asllani a Pavard popisał się niezłym strzałem na bramkę. Sorrentino zablokował go wyjątkowo piękną paradą. Dwie minuty później Dany Mota w czasie rajdu na bramkę Interu został kopnięty przez Darmiana, co skutkowało przyznaniem karnego dla Monzy. Pessina trafił na 3:1. Dimarco i Bastoni schodzą, a Inzaghi wprowadza Acerbiego i Carlosa Augusta.
🎮 Henrich Mychitarian → Marcus Thuram → Hakan Çalhanoğlu ⚽️🔥
Zabójczy atak Interu Mediolan i asysta piętką! 😍🤌 #włoskarobota🇮🇹 pic.twitter.com/6VayMw1ix7
— ELEVEN SPORTS PL (@ELEVENSPORTSPL) January 13, 2024
Biancorossi już wiedzieli, że tego meczu nie wygrają i zaczęli odpuszczać. W 77. minucie Mota zostaje sfaulowany przez Pavarda, przez co Francuz dostaje żółtą kartkę. Wkrótce zostaje ściągnięty z boiska, a w jego miejsce wchodzi Bisseck jako ostatnia zmiana w meczu. Ostatnie 10 minut spotkania Inter – Monza to już kompletna dominacja przyjezdnych. Akpa Akpro w 83. minucie nieudolnie powstrzymuje Frattesiego i doprowadza do karnego dla rywali. Lautaro pewnie zamienia go na gola na 4:1 i raczej żaden cud już się w tym meczu wydarzyć nie mógł. Mota jeszcze podjął ostatnią próbę zmiany wyniku, ale to Marcus Thuram zamknął mecz zdobywając bramkę na 5:1 po asyście Mkhitaryana. Sędzia doliczył 3 minuty, ale to już nie mogło nic zmienić. Inter z gradem bramek i 3 punktami wrócił do Mediolanu, przy okazji przekraczając próg 50 punktów w tabeli ligowej. Mecz na jaki można było liczyć od lidera Serie A – co tu dodawać. Teraz Nerrazurim zostaje obserwować Juventus, który ma teraz do nich 5 punktów straty i mecz w tygodniu do rozegrania. Inzaghi zaczyna kolejny rok na ławce trenerskiej Interu dobrze i w porównaniu do Stefano Pioliego raczej zwolnienie mu nie grozi. Takie mecze po prostu zamykają usta krytykom – a ich nigdy nie brakuje.
Co w programie na ten tydzień?
Milan dopiero w sobotę wieczorem czeka wyjazd do Friuli. Po udanym meczu z Romą jest szansa by przedłużyć serię zwycięstw w lidze, pokonując Udinese. Udine bywa bardzo niewygodnym rywalem dla Rossonerich; dwa razy pokonali nas w tamtym roku kalendarzowym. Obecna forma tego klubu nie jest jednak najwyższa i szanse na ich pokonanie są bardzo duże. W przeciągu dwóch ostatnich miesięcy udało im się wygrać tylko raz – z Bolonią przed Nowym Rokiem – a tak jadą ciągle na remisach. Zajmują 16. miejsce w lidze i są punkt nad strefą spadkową. Jeśli założyć że tamta listopadowa porażka wypadła w środku sezonu kontuzji, to można mieć już pewną nadzieję że powinno się nam udać wywieźć trzy punkty. A jak to wszystko zadziała: zobaczymy w sobotę o godz. 20:45.
Inter czeka dwutygodniowa przerwa od Serie A, ponieważ wyjeżdżają do Arabii Saudyjskiej na mecz Superpucharu Italii z wicemistrzem Włoch – Lazio. Nerrazzurri są obrońcami tego trofeum i pewnie z łatwością go po raz kolejny zdobędą, choć Lazio ostatnimi czasy odzyskało formę, w ciągu dwóch ostatnich miesięcy przegrało tylko jeden mecz – akurat ligowy z Interem. Ponadto w pucharach (w końcu Superpuchar to mimo wszystko puchar) drużyna Maurizio Sarriego radzi sobie wyjątkowo dobrze, więc ten fakt może zachęcić was do oglądania tego meczu. Inter po tym weekendzie będzie miał świetną motywację do dalszych triumfów i raczej nie widzę możliwości, żeby mogli to przegrać. Moim zdaniem ten mecz jest absolutnie zbędny, zważywszy jeszcze na miejsce jego rozgrywania; niespecjalnie ciekawe, mówiąc delikatnie. Z drugiej strony trzeba przyznać że każdy puchar cieszy oko, bo nie wiemy jak Inter sobie poradzi w Lidze Mistrzów, choć jest nadal jednym z faworytów do wygrania tej edycji. Superpuchar Włoch – piątek, godz. 20:00 – to tak na koniec.