Raków Częstochowa ma obecnie, biorąc pod uwagę wyliczenia statystyczne, największe szanse na zdobycie Mistrzostwa Polski. A jeszcze kilka dni temu, po remisie w Mielcu i pucharowej porażce w Gliwicach – Medaliki znajdowały się w sporym kryzysie. Zatem jak to jest z tą drużyną Dawida Szwargi?
Gdy we wtorkowy wieczór Raków Częstochowa, po naprawdę słabym spotkaniu, żegnał się z rozgrywkami Pucharu Polski, przy Limanowskiego zawrzało – i słusznie. Gra w obecnym sezonie nie toczy się jedynie o to, aby zaliczyć kolejny udany sportowo rok. Koncepcja jaką przyjął Michał Świerczewski zakłada ciągły rozwój zespołu, który jest poparty zwiększającymi się kosztami utrzymania drużyny. Gdy półtora roku temu Raków w dramatycznych okolicznościach odpadał z eliminacji Ligi Konferencji Europy, właściciel klubu zrozumiał, że, aby zmaksymalizować szanse na sukces, należy sięgnąć głębiej do kieszeni. W efekcie czego klub na początku 2023 roku wykazał blisko 20 milionową stratę, którą rzecz jasna na swoje barki brał sam Świerczewski. Ryzyko się opłaciło – Raków zdobył mistrzostwo i awansował do fazy grupowej europejskich pucharów, notując przy tym rekordowe wpływy do budżetu. Michał Świerczewski jednak ma świadomość – są zyski, potrzeba inwestycji. Zatem znów Raków nie szczędził grosza na nowych zawodników. Wszystko po to, aby zapewnić klubowi warunki do osiągania powtarzalnych sukcesów. Z finansowego punktu widzenia najistotniejszym sukcesem jest regularny awans do fazy grupowej europejskich pucharów. I tu dochodzimy do powodu, dla którego niepowodzenie w Gliwicach dało sygnał do zapalenia się pomarańczowej, a może i czerwonej lampki u zarządców Rakowa. Puchar Polski – premiowany od tego sezonu grą w eliminacjach Ligi Europy – był doskonałą szansą na zapewnienie Medalikom kolejnej możliwości do zarabiania w Europie. Gdy te drzwi zamknęły się z Hukiem – ostatnią nadzieją pozostała Ekstraklasa. Liga, która jest w tym sezonie wyjątkowo trudna.
Efektem porażki w Gliwicach była sytuacja, która przy Limanowskiego nie wydarzyła się od dawna. Zebranie władz klubu ze sztabem szkoleniowym oraz piłkarzami. Do tego publiczna wypowiedź Vladana Kovacevica – członka rady drużyny – na temat tego, że jego zdaniem nie każdy piłkarz Rakowa ma wystarczająco wiele ambicji podczas spotkań. Wypowiedź, która do niedawna byłaby w klubie z Częstochowy nie do pomyślenia. To cechy wolicjonalne stanowiły do tej pory o sile Rakowa.
Niestety, staliśmy się ligowym średniakiem. Nie ma sensu się oszukiwać, to nasz najpoważniejszy kryzys od 2016 r. Zebrałem wtedy trochę doświadczeń. Spróbujemy tą sytuacją zarządzić.
— Michał Świerczewski (@MichalS1978) February 27, 2024
Michał Świerczewski w swoim słynnym już wpisie na platformie X, oprócz tego, że dość zgrabnie skupił na sobie uwagę mediów nazywając Raków „ligowym średniakiem” (Świerczewski nie mówi nic bez powodu), przywołał kryzys z 2016 roku. To wtedy drużyna Marka Papszuna poniosła sławetną porażkę 1:8 z GKS-em Tychy. Wtedy grający jeszcze na szczeblu 2. ligi Raków w 8 ostatnich spotkaniach ligowych zdobył zaledwie 5 punktów, wykreślając się z walki o awans. Ten został ostatecznie przegrany o 4 punkty. Efekt tamtej sytuacji? Wygrany w cuglach sezon 2016/17 i pierwszy awans pod wodzą duetu Świerczewski-Papszun. Teraz także reakcja, póki co krótkoterminowa, jest imponująca. I poza samym wynikiem, najbardziej może cieszyć mentalność piłkarzy, którzy wyszli w niedzielne popołudnie na spotkanie z Lechem. Wydawało się, że gdyby mogli zagryźć swoich rywali, to by to uczynili.
A jak na wiosnę gra Raków Częstochowa Dawida Szwargi? Do niedzielnego meczu z Lechem – niemal tak samo jak późnej jesieni. Pomimo okresu przygotowawczego i zdiagnozowania w zespole problemu jakim była obrona przy stałych fragmentach gry przeciwnika (Szwarga mówił o tym w wywiadzie dla TVP Sport), początek wiosny to ponowne problemy w tej fazie gry. Najboleśniej uwidoczniło się to w pucharowym spotkaniu w Gliwicach. Bramki dla Piasta nie padały co prawda bezpośrednio po stałych fragmentach gry (rzuty różne i wrzut z autu), ale wynikały z zamieszania po nich. W defensywie Rakowa panował chaos – znów to coś, co od dawna się Medalikom nie zdarzało. Szwankowały w dalszym ciągu pierwsze połowy i budowanie akcji w ataku pozycyjnym. W dodatku Raków na początku piłkarskiej wiosny trafił na dobrze broniące drużyny – Piast to lider Ekstraklasy pod względem najniższego wskaźnika oczekiwanych goli straconych na mecz (0,82, Raków zajmuje drugie miejsce ze wskaźnikiem 0,91). Warta z kolei na wiosnę straciła tylko jednego gola – na inaugurację z Rakowem.
Niesamowita jest skuteczność pressingu Rakowa na połowie przeciwnika. Agresja, pewność siebie, energia. Perfekcyjna połowa, najlepsza za kadencji Szwargi #RCZLPO
— Bartek Lis (@lisbartek27) March 3, 2024
Mecz przeciwko Lechowi to oddzielna historia. Co zagrało? Ano wszystko, od nastawienia drużyny Dawida Szwargi, przez fatalny występ Lechitów po szczyptę szczęścia. Raków zagrał to, w czym czuje się najlepiej – agresywny pressing na połowie przeciwnika. A Kolejorz dał się w tę pułapkę złapać – jego piłkarze chcieli wyprowadzać piłkę od bramki, nie potrafili znaleźć wolnej przestrzeni za plecami pressujących zawodników Rakowa (mówił o tym trener Rumak na pomeczowej konferencji) i w końcu – Lechici popełniali indywidualne błędy. Joel Pereira został zdominowany w pojedynkach z Erickiem Otieno, a środkowi pomocnicy Lecha wyglądali na takich, którzy boją się otrzymać piłkę. W efekcie czego rozgrywający futbolówkę stoperzy wraz z niedoświadczonym Gurgulem raz po raz podawali do dobrze ustawionych graczy Rakowa. W pomeczowych statystykach uwagę zwracała liczba przebiegniętych kilometrów przez obie ekipy – ponad 10km więcej po stronie gospodarzy. W tym spotkaniu było to widoczne gołym okiem, jednak Raków generalnie biega w lidze najwięcej – średnio ponad 119 kilometrów na mecz. Średnia jest zatem wyższa niż wynik z niedzielnego meczu. Raków biegał więcej od rywala w każdym wiosennym spotkaniu z wyjątkiem inauguracji w Grodzisku Wielkopolskim. Warta to jednak także drużyna słynąca z dobrego przygotowania fizycznego (trzecia w ligowej stawce pod względem przebiegniętych kilometrów na mecz).
Popularne w ostatnim czasie wyliczenia statystyczno-matematyczne dotyczące potencjalnej ligowej tabeli na koniec sezonu wskazują, że to Raków jest obecnie faworytem do zdobycia mistrzostwa. Poza faktem, że Raków ma do rozegrania jedno zaległe spotkanie, po którym może zmniejszyć stratę do lidera do trzech punktów, kluczowy wydaje być się terminarz. Raków to bowiem w tym sezonie drużyna o dwóch twarzach. Przy Limanowskiego – absolutny dominator, 30 na 36 możliwych punktów, żadnej porażki. Na wyjazdach – ligowy średniak, albo i gorzej. Zaledwie 9 (!) punktów w 10 takich spotkaniach. Statystyka nie do przyjęcia dla kandydata do mistrzostwa. I tu z pomocą przychodzi terminarz. Do twierdzy na Limance przyjedzie w tym sezonie jeszcze Legia, Pogoń, Górnik czy Śląsk – zatem wszyscy rywale z górnej połowy tabeli. A wyjazdy? 2x Kraków (Cracovia i Puszcza), 2x Łódź, Kielce, Radom i Lubin. Generalnie ligowy dżemik i potencjalni spadkowicze. Jak z kimś poprawiać wyjazdowy bilans, to właśnie z nimi. Dlatego kluczowe będą następne trzy spotkania. Trzy wyjazdy – na mecz z Puszczą, Koroną i ŁKS-em. To tam się przekonamy czy drużyna Dawida Szwargi zrobiła postęp i jest gotowa na to, aby obronić tytuł mistrzowski.
Fot. Jakub Ziemianin