Drugi odcinek z serii „Jalkapallo po godzinach”, który powstaje po niezwykle efektownych dniach z fińską Veikkausliigą. Któż mógł przecież spodziewać się 10 goli w jednym meczu, czy szybkiej i niezwykle skutecznej odpowiedzi HJK na zasłużoną porażkę z KuPS. W dwóch rundach Veikkausliigi, w dwunastu meczach padło już łącznie 47 goli, co daje średnią na mecz 3,92 gola i plasuje Finów na czele całej europejskiej piłki klubowej.
Ligową rywalizację zaczęliśmy już w czwartek, co mogło umknąć w natłoku europejskich pucharów. Do stolicy Finlandii zawitało Lahti, niespodziewanie w sporej rotacji kadrowej. Dużo lepiej wyglądało to z HJK, do którego składu wracały bardzo ważne ogniwa i przede wszystkim kapitan Toivio. Zaczęło się jednak z wysokiego „c” dla gości, jednak wypuszczony w stronę bramki Odutayo minął Osta ale uderzył tylko w boczną siatkę. W 20’ swą szybkość, ale też dużą niefrasobliwość i opóźnienie w reakcji wykorzystał Keskinen przebiegając ponad połowę boiska i strzelając z linii szesnastki tuż obok bezradnego Oluwayemiego. Tuż przed przerwą ten sam Koskinen podwyższył wynik, tym razem perfekcyjnie strzelając w samo okienko bramki po długim słupku. To nie był koniec kłopotów Lahti, którego obrona raz po raz gubiła się przy szybkich kontrach gospodarzy, w 57’ Plange próbował swoich sił po podaniu Koussavi-Benissana, ale jego strzał ręką wybronił jeden z obrońców gości. Do rzutu karnego podyktowanego przez arbitra podszedł Lucas Lingman i nie pomylił się pokonując golkipera. Lahti za sprawą Odutayo jeszcze kilkukrotnie próbował rozerwać szyki mistrza Finlandii, ale było strasznie nieskuteczne w swych poczynaniach. Choć samego Holendra trzeba wprost uznać na początku sezonu za najlepszego piłkarza zespołu z Lahden Stadion… oby tylko reszta drużyny dojechała? HJK dobiło swego rywala jeszcze raz w 69’, a prostopadłe podanie Plange’a plasowanym strzałem nad bramkarzem wykończył Hassane Bande. HJK odpowiada na swoją porażkę z początku sezonu, ale to wciąż nie jest gra pozbawiona błędów i nerwów.
Haka i Ekenas chciały wykorzystać bezpośrednie starcie do naprawienia swego bilansu po porażkach z pierwszego weekendu z Veikkausliigą. Już w 4’ to gospodarze z Valkeakoski napoczęli swego rywala, a dośrodkowanie Baha-Traore skutecznym strzałem głową wykończył Maissa Fall. Beniaminek więc w drugim kolejnym meczu bardzo szybko stracili gola, jakby gubiąc koncentrację tuż po pierwszym gwizdku sędziego. W 27’ pierwszy i jak się później okaże, nie ostatni sygnał ostrzegawczy wysłał Patoulidis, ale fantastycznie jego strzał obronił Ramilson Almeida. Przed przerwą Belg obił poprzeczkę bramki Ekenas, by w 46’ po rykoszecie od obrońcy ostatecznie wpisać się na listę strzelców i zapewnić Hace przynajmniej częściowy spokój. Ta druga stracona bramka rozsierdziła gości, a wiatr w żagle ponownie w ich barwach zaczął łapać Nasiru Mohammed. Sam Ghańczyk był jednak mocno nieskuteczny, ale w 78’ zaliczył już trzecią w sezonie asystę, tym razem przy bramce Salomo Ojali. Ten sam napastnik mógł jeszcze w 92’ dać uratować kolegom punkt, ale tym razem po zgraniu Katza uderzył z piątego metra głową nieczysto i piłka wyszła za linię końcową.
Ekenas na poziomie najwyższej klasy rozgrywkowej (sezon 1933 oraz obecny) ma przerażający bilans… 0-0-16…
Jedni pokonali Hakę, drudzy rozprawili się z Oulu. To było jedno z ciekawszych starć drugiego weekendu z Veikkausliigą, także biorąc pod uwagę poprzedni sezon. W pierwszej połowie częściej przy piłce starało się pozostawać SJK, bardzo mocno za sprawą Hannoli, ale najlepszą interwencję zaliczył tutaj Paunio broniąc strzał z bliskiej odległości Hytonena. W 47’ VPS dopięło swego, choć wskazywało na to niewiele, ale na strzał życia z armaty zdecydował się Haukioja nie dając żadnych szans młodemu golkiperowi rywali. SJK miało spore problemy ze sforsowaniem defensywy Vepsi, ale na szczęście gości z pomocą przyszedł stały fragment gry. W 66’ rzut rożny wykonywał Gasc, a najlepiej w polu karnym zachował się Jaime Moreno i głową z bliska pokonał Marttinena. Nie był to mecz, który opierał się na hurtowej liczbie sytuacji, ale w 85’ Vepsi mogło go jeszcze wygrać, tym razem jednak młody Roni Hudd wypuszczony po lewej stronie pola karnego przegrał rywalizację twarzą w twarz z bramkarzem. Podział punktów, który nie cieszy żadnej ze stron, ale samo spotkanie wbrew zapowiedziom dość rozczarowujące.
Mecz, który miał zakończyć się pozytywnie zarówno dla Interu, jak i Oulu. Jego dramaturgia stanęła jednak na wywalczonym w ostatnich sekundach remisie… ale zaczęło się bardzo szybko, już w 3’ Oulu przejęło piłkę tuż przed polem karnym, a asystę Jokelainena na debiutancką bramkę zamienił Justin Rennicks. Pięć minut po tym interwencja na linii bramkowej zapobiegła dwubrakowemu prowadzeniu gości, a już chwilę później na tablicy widniał remis. Ward próbując przerwać kontrę Interu wybił piłkę wprost pod nogi Tamminena, a ten ruszył skrzydeł i asystował do Botue podając w środek pola karnego. Aż do wybicia godziny gry na boisku działo się niewiele, jedyne próby gości były bardzo niedokładne. W 60’ prosty błąd w środku pola popełnił jednak Jokelainen, a Tamminen uderzył sprzed pola karnego i po rykoszecie pokonał bezradnego Warda. Prowadzenie zespołu z Turku trwało zaledwie dziewięć minut, wówczas Oulu kolejną z akcji rozpoczęło prawą flanką, dośrodkowanie strzałem głową kończył Ashley Coffey… piłka po odbiciu od słupka, trafiła golkipera Interu i wpadła do siatki. Jak jednak przystało na ten tydzień w fińskiej Veikkausliidze emocje były dopiero przed nami. W 78’ Daoussi staranował w powietrzu Kuittinena i sędzia bez wahania podyktował za to rzut karny. Do piłki na jedenastym metrze podszedł Darren Smith i łatwo poradził sobie z golkiperem gości. W 94’ Inter miał szansę, by prowadzenie podwyższyć… a zamiast tego w 96’ dośrodkowanie z blisko 35 metrów zakończyło się chaosem w polu karnym. Najtrzeźwiej zachował się tam niezawodny Ashley Coffey i w końcu samodzielnie trafił do siatki zapewniając Oulu punkt po znakomitej końcówce rywalizacji.
Nie pamiętam takiego meczu już od bardzo dawna, to co wydarzyło się w sobotę w Tampere przechodzi ludzkie pojęcie… a zaczynało się tak zwyczajnie, choć dopiero w 37’, gdy po rzucie rożnym głową bramkę zdobył Roope Riski. Trzy minuty później Jorginho zagrał w głąb boiska, a Oiva Jukkola z okolicy 20.metra nie dał szans Nilssonowi. Wydawało się, że Ilves ma ustawione to spotkanie, tym bardziej, że zegar zbliżał się nieubłaganie do godziny rywalizacji… i rozpoczęła się wówczas prawdziwa jazda bez trzymanki. Na sam początek fatalny błąd Miettunena wykorzystał skutecznie Joakim Latonen, ale gonitwa gości przerwana została w 66’, gdy drugą asystę w meczu zapisał Jorginho, a po rzucie rożnym do bramki trafił Doni Arifi. Gnistan było jednak po przerwie w absolutnym sztosie i już dwie minuty później po akcji Sarra prawą stroną odpowiedziało trafieniem Katajamakiego, dla którego był to debiutancki gol na poziomie Veikkausliigi. W 73’ Latonen miał już na koncie dublet, ale tym razem strzelając bramkę głową po rzucie rożnym. Najlepszy gracz Gnistan na zapleczu nie zatrzymywał się i hattricka przyklepał zaledwie cztery minuty później wykorzystując rzut karny, choć ten był mocno wątpliwy, bo wydaje się, że o kontakt z bramkarzem bardziej walczył sam Momodou Sarr, aniżeli był przez Virtanena powalony. Tylko dwie minuty trwała radość beniaminka z prowadzenia, kolejna niefrasobliwość w defensywie i proste błędy w ustawieniu zakończyły się drugim tego popołudnia golem Roope Riskiego. Wydawać, by się mogło, że to koniec emocji w Tampere, ale trener gości przeprowadził niezwykle skuteczną zmianę, gdy bohatera Latonena zmieniał w 83’ szybki Benjamin Tatar. Zaledwie 120. sekund wystarczyło, aby bośniacki skrzydłowy wpisał się na listę strzelców czyniąc to niezwykle pięknym strzałem piętą obok słabo dysponowanego tego dnia Virtanena. Rysie rzuciły się do odrabiania strat, ale w 94’ skarcone zostały po raz ostatni, gdy po przejęciu piłki w środku pola i wyjściu bramkarza poza pole karne Tatar przelobował go z okolic 30 metra od bramki. Niesamowite show na Tammelan Stadion na zawsze wpisze się do historii całej Veikkausliigi… i jeśli dla takich spotkań Gnistan po raz pierwszy w historii awansował do tej ligi to podpisuje się pod tym i czekam na jeszcze więcej.
Po wydarzeniach w Tampere, ostatni sobotni mecz traktowany był już dużo bardziej delikatnie. Tym bardziej, że spodziewano się raczej łatwej przeprawy KuPS nad Mariehamn. Nie był to jednak zwyczajny dzień na fińskich boiskach i spotkanie na Wyspach Alandzkich tylko to potwierdziło. Goście jednak nadzwyczaj niemrawo podeszli do tej rywalizacji, oddając w pierwszej połowie pole do popisu rywalom. Najwięcej działo się jednak tuż przed zejściem do szatni, w 43’ rozgrywając piłkę od własnej bramki z Da Gracą fatalny błąd i zawahanie po swojej stronie pokazał bramkarz Hakala i skrzętnie skorzystał z tego, wracający po długich miesiącach kontuzji i niemocy, Tehe Olawale. Niestety dla gospodarzy prowadzenia nie udało się do przerwy utrzymać, już w pierwszej doliczonej minucie Otto Ruoppi wykorzystał dośrodkowanie Savolainena i zapisał na koncie pierwszą na swoim koncie bramkę na poziomie Veikkausliigi. Jedno długie podanie i 14.sekund po przerwie wystarczyły, by Mariehamn stanęło znów przed znakomitą okazją, gdy świeżo wprowadzony na boisko Cisse powalił na murawę Adama Larssona. Do rzutu karnego podszedł sam poszkodowany i pewnym strzałem pokonał bramkarza KuPS. Bardzo długo vicemistrz Finlandii nie umiał przebić się przez dobrze ustawione i przesuwające się Mariehamn… ale w 90’ kolejną dziwną decyzję w ten weekend podjął fiński sędzia. Tym razem przy lekkim kontakcie Sallinena z Pennanenem dopatrzył się bowiem faulu na liderze KuPS i podarował gościom jedenastkę. Tą w 92’ pewnie wykorzystał Vidjeskog i pomimo dużych protestów gospodarzy udało się gościom wyrwać jeden punkt. To mimo wszystko i tak można traktować jako słaby wynik dla KuPS, a Mariehamn pod wodzą portugalskiego szkoleniowca pokazało znów, że to ciekawy projekt mogący sprawić wiele kłopotów przez cały sezon.