Kącik Lecha Poznań #3: Ostatnia szansa

 

Lech Poznań - Warta Poznań 2:0
(Źródło zdjęcia: lechpoznan.pl)

Co byśmy zrobili bez Warty?

Po dramacie z Rakowem, Lech walczył z objawieniem tej rundy, czyli Górnikiem Zabrze prowadzonym przez Jana Urbana. Drużyną która nie posiada dziś prezesa czy dyrektora sportowego. A jednak osiągała i osiąga wyniki ponad stan, co samo w sobie jest imponujące. Sam mecz był nijaki w wykonaniu Lecha, Górnik był w sumie niewiele konkretniejszy. Zabrzanie dominowali, lecz większość ich strzałów kończyła się zablokowaniem przez solidnego w tamtym meczu Mihę Blazicia. Lecz to Lech miał piłkę meczową – w 90. minucie Szymczak z paru metrów trafił jednak w słupek. Jak się później okazało, nie była to ostatnia zmarnowana „setka” wychowanka Lecha w tej rundzie, która mogła przesądzić o końcowym wyniku. Skończyło się 0-0 i to paradoksalnie Górnik miał szczęście, że padł taki rezultat, choć to on bardziej zasłużył na zwycięstwo. Po absurdalnie długiej i kompromitującej serii bez bramki, Lech na Bułgarskiej grał z rywalem, którego lepszego do przełamania nie można było sobie wymarzyć. Warta Poznań, drużyna która przegrała wszystkie mecze z Lechem od momentu ich powrotu do Ekstraklasy, postawiła jednak pewne warunki rozbitej drużynie. Do przerwy bowiem także był remis 0-0, a kolejny raz najlepsza sytuacja autorstwa Szymczaka nie zakończyła się golem. Coś, co zdawało się niemożliwe, nadchodziło wielkimi krokami, bo pierwszy raz Lech mógł stracić punkty z Wartą. To się na szczęście nie wydarzyło dzięki Kristofferowi Velde, który ustrzelił dublet. Najpierw po świetnym podaniu Marchwińskiego wykończył akcję sam na sam, a później po kontrze i podaniu Alana Czerwińskiego ustalił wynik na 2-0 dla Kolejorza. Lech był uratowany, pytanie tylko na ile. Odpowiedź przyszła dość szybko po marcowej przerwie na kadrę.

Brak zmiany

Lech Poznań ośmieszony przez beniaminka! Przełamanie Puszczy Niepołomice - WP SportoweFakty
(Źródło zdjęcia: sportowefakty.wp.pl)

Była ona szokująca: na krótko. Stal w Mielcu od początku zdominowała Lecha, który nie był w stanie oddać nawet strzału. Podobnie jak Górnik, była jednak dość mało konkretna, a Lech w ostatnich 5. minutach pierwszej połowy nagle zaczął grać dobrą piłkę. To pokazuje stan tej drużyny, że trzeba wyróżniać 5 minut. Auć. Choć były to rzeczywiście dobre minuty, bo Kochalski musiał interweniować 3 razy – dwukrotnie bronił mocne strzały z dystansu Marchewy, a później uderzenie Velde. Natomiast dobitkę Szymczaka z paru metrów wybił obrońca. Po przerwie gra się wyrównała, bo Stal oddała Lechowi piłkę, chyba nieco wystraszona tą końcówką. Niewiele pozytywnego wynikało z tego dla poznaniaków, bowiem uderzeń (a już w ogóle konkretnych) było tyle, co dobrych decyzji za czasów obecnego zarządu. Czyli nie za dużo. Sam mecz i tak zakończył się dużą kontrowersją, bo Esselink faulował Velde wychodzącego sam na sam, za co po analizie VAR dostał tylko żółtą kartkę, co przeczy przepisom, ale do dennego poziomu sędziowania w naszej pięknej lidze chyba zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Aż nastał mecz z Pogonią Szczecin. Pogonią, która zlała Lecha 5-0 u siebie, a później po golu w 119. minucie wyrzuciła go z Pucharu Polski już w ćwierćfinale. Stała przed szansą na powtórzenie wyczynu Śląska z zeszłego sezonu, który ograł nas 3 razy. I zapowiadało się, że tak się stanie. Już w 13. minucie Biczakczjan niecelnie główkował z paru metrów. Dość szybko odpowiedział Lech, Czerwiński uderzał z boku pola karnego, ale Cojocaru obronił. Już chwilę później Wahlqvist w dziwaczny sposób nie trafił z paru metrów, uderzając jedynie w boczną siatkę. W samej końcówce natomiast Mrozek uratował bezbramkowy remis do przerwy, broniąc strzał Grosickiego, a później dobitkę Biczakczjana. Po zmianie stron Pogoń zintensyfikowała swoje ataki i wepchnęła Lecha w jego pole karne. Wspomniany już Ormianin uderzył na bramkę, Mrozek obronił jednak w taki sposób, że piłkę, która wypadła spod jego nóg, musiał przytomnie wybić Salamon. Po fatalnym rozpoczęciu gry przez bramkarza Lecha, nie trafił Ulvestad. Jednak to do Lecha należało ostatnie słowo w tym meczu. Gdy nikt się tego nie spodziewał, Kwekweskiri wrzucił piłkę na głowę Salamona, ten dograł ją do Ishaka, a kapitan Kolejorza wyrywał 3 punkty uderzając z paru metrów do siatki. Drużyna Mariusza Rumaka nie zasłużyła na to zwycięstwo, ale je osiągnęła wygrywając z Pogonią po raz pierwszy do 2. lat i wygranej 3-0 w rundzie wiosennej sezonu 21/22. I po tym meczu radość nie była długa, bo tych co myśleli o przełamaniu i serii zwycięstw, co uwzględniając prosty terminarz było jak najbardziej możliwe, sprowadziła na ziemię Puszcza. Puszcza, beniaminek ekstraklasy, której nie można odmówić waleczności i pomysłu na mecz. Jednak to drużyna o znacznie gorszym składzie i mniejszych możliwościach. A mimo to po dwóch akcjach była w stanie strzelić dwie bramki i ustawić sobie zrezygnowanego Lecha wedle swojego planu na mecz. Majchrzak nie miał żadnej bramki na koncie? To dzięki pomocy Mrozka już ją miał. Atak był tragiczny ale obrona przynajmniej działała bez zarzutu? To zachowała się jak juniorzy i dała się wykiwać Craciunowi po sprytnie rozegranym rzucie wolnym. Po wyjściu na dwubramkowe prowadzenie Puszcza oddała piłkę Lechowi, bo nie musiała już się tak starać przeciwko nijakiej drużynie. Lech był tylko w stanie zmniejszyć stan swojej porażki po golu Ishaka, który i tak trafił po kiksie Marchwińskiego, z którego wyszło podanie. Na walkę o choćby remis było już za późno. Puszcza wygrała pierwszy raz w 2024 roku i dzięki naszej drużynie wyszła ze strefy spadkowej.

 

Szansa, która może się nie powtórzyć

Nastroje przed minioną kolejką były wręcz grobowe. ŁKS, który podejmował u siebie Lecha, wygrał wcześniej z Radomiakiem i mógł liczyć na pokonanie swojego zgodowicza. I do takiego stanu rzeczy wiele nie brakowało. Lech podobnie jak we wcześniejszych meczach nie był w stanie choćby zagrozić bramce Dawida Arndta, samemu w dość szczęśliwy sposób nie tracąc gola. A sytuacji ŁKS-owi nie brakowało. Najpierw po błędzie Mrozka do wypuszczonej piłki z jego rąk dopadł Kay Tejan, który uderzył z metra w słupek, później Mrozek bronił również uderzenie Dankowskiego z boku pola karnego. Wtedy ponownie Ishak udowodnił dlaczego jest kapitanem tej drużyny. Po wrzutce bardzo dobrego (choć tylko w ofensywie) tamtego dnia Anderssona główkował do bramki. Od tego momentu inicjatywę przejął Lech, Arndt jeszcze w pierwszej połowie bronił mocne uderzenie Filipa Marchwińskiego. Drugi raz był już bezradny, w 56. minucie po podaniu prostopadłym i drugiej asyście Anderssona, Marchwiński już pewnie uderzył między jego nogami. Nie brakowało kontrowersji, po faulach w polach karnych ŁKS i Lech powinny mieć po rzucie karnym, natomiast Sousa mógł wylecieć z boiska już w pierwszej połowie. Po trzecim faulu, najmniej kwalifikującym się na jedenastkę, ŁKS wykorzystał rzut karny i odrobił część strat. Szymczak po wrzutce Czerwińskiego nie trafił głową z paru metrów, co wkrótce się zemściło. Niekryty przez leżącego Velde Kay Tejan wrzucił na głowę Stpie Juricia, a ten uderzył na 2-2. Bohaterem został Marchwiński, który w doliczonym czasie na dwa razy pokonał po raz kolejny bramkarza Łódzkiego Klubu Sportowego. Kolejna strata punktów była bardzo blisko, udało jej się uniknąć, po takim rezultacie Mariusz Rumak byłby już pewnie skończony nawet w oczach zarządu.

Pisząc ten artykuł w niedzielny poranek 28. kwietnia, Lech ma 5 punktów straty do liderującej Jagielloni, Śląsk przegrał z ostatnim Ruchem i jest szansa by awansować na 2. miejsce z 2. punktami straty do pierwszego miejsca. Kolejorz prowadzony przez wypalonego trenera bez pomysłu może to osiągnąć przy wygranej ze słabą Cracovią. Nawet przy słabości całej czołówki, Lech może już nie mieć kolejnej szansy na doskoczenie do zespołu z Białegostoku. Zespół z Poznania musi walczyć, a jest o co. Wygrana mistrzostwa przy współczynniku Lecha zapewnia rozstawienie w drugiej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. Trzeba mieć tylko chęć i pomysł. Mecz Lecha z Cracovią już dzisiaj o 17:30. Czekam ja, reszta kibiców i cały Poznań.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Share via
Copy link