Lech Poznań poprzedniego sezonu na pewno nie zaliczy do udanych. W końcu zespół, który nie tak dawno wygrywał mistrzostwo Polski i grał w ćwierćfinale Ligi Konferencji zalicza niesamowity zjazd, nie przyklepując sobie nawet miejsca dającego możliwość udziału w europejskich kwalifikacjach na finiszu minionych rozgrywek. Wypadkową tego regresu jest sprzedaż najlepszych zawodników, będących w sile wieku, aby załatać budżet. Z klubem pożegnali się już Kristoffer Velde (Olympiakos), a także Filip Marchwiński (Lecce), natomiast według informacji Sebastiana Staszewskiego drużynę „Kolejorza” ma opuścić także Jesper Karlstrom. Szwedzki defensywny pomocnik ma dołączyć do włoskiego Udinese za kwotę 2,5 milionów euro (wliczając bonusy) jednocześnie zostając podopiecznym byłego trenera Legii Warszawa, Kosty Runjaicia. Czy jest to na chwilę obecną dobra decyzja? Cóż, jest to ciężko stwierdzić, z kilku prostych względów.
🆕🚨Jesper Karlström z @LechPoznan może trafić do @Udinese_1896‼️ Włosi proponują za 29-latka 2 mln euro i bardzo atrakcyjne bonusy. Poprzednia oferta na ponad 1 mln została odrzucona. Teraz łączna wartość transferu może wynieść 2,5 mln. Sprawa jest poważna, bo na zamknięcie…
— Sebastian Staszewski (@s_staszewski) July 31, 2024
GŁÓWNY CZYNNIK: REGRES FORMY
Karlstrom przychodził do Lecha w styczniu 2021 roku ze szwedzkiego Djurgarden, z którym notabene zdobywał mistrzostwo Szwecji. Miał docelowo zostać zastępcą Jakuba Modera, który miesiąc wcześniej został ogłoszony zawodnikiem angielskiego Brighton. Przed Szwedem postawiono więc ciężkie zadanie i było to widać przez pierwsze pół roku, gdzie pod wodzą Macieja Skorży, budującego podwaliny pod nadchodzący sezon stulecia klubu, delikatnie mówiąc, nie spisywał się najlepiej. Idealnie obrazować to będzie pierwszy kontakt z piłką w Ekstraklasie Karlstroma – w 1. minucie debiutanckiego meczu z Górnikiem w Zabrzu zobaczył żółtą kartkę za dosyć brzydki faul na jednym z piłkarzy Zabrzan. Jednak, całe szczęście dla kibiców Lecha i całej ligi, Karlstrom pokazał się z świetnej strony w następnym sezonie. Nie bez powodu nadano mu w Poznaniu przydomek „Szef”, bo kompletnie szczerze były piłkarz Djurgarden czy Brommypojkarny potrafił być na placu gry wszędzie i wszędzie wykonywał swoją robotę praktycznie perfekcyjnie – zarówno do przodu, jak i do tyłu, czy też w budowaniu akcji. Początkowo stworzył dobrze współpracujący duet z Pedro Tibą, gdzie Karlstrom pełnił funkcję „szóstki”, głównie łączył linię obrony z pomocą, dobrze wprowadzając piłkę czy odbierając ją. Należy też przypomnieć, że wówczas odbiór to była jedna z jego głównych zalet – rzadko zdarzało mu się faulować, a warto dodać, że przez 19. kolejek (od meczu z Legią przy Łazienkowskiej do spotkania u siebie z Górnikiem Łęczna) potrafił nie złapać kartki grając na tak odpowiedzialnej pozycji, a i tak Lech na tym nie tracił. W drugiej części sezonu jego rola nieco się zmieniła, ponieważ Tibę zastąpił w wyjściowym składzie Radosław Murawski, czyli bardziej defensywnie usposobiony zawodnik. To dało Karlstromowi nowe możliwości, dzięki czemu mógł włączać się do akcji ofensywnych i robił to dobrze, m.in. tworząc przewagę na skrzydłach. Z czasem pokazał też, że potrafi nieźle uderzyć z daleka, jak m.in. w sezonie 2022/2023 przeciwko Pogoni:
Jednak w ostatnim czasie był cieniem samego z siebie z wspomnianego przeze mnie okresu. Bardzo mało dobrych akcji do przodu, mniejsza skuteczność w obronie, do tego widoczny gołym okiem spadek zaangażowania i motywacji do meczu – krótko mówiąc Szwed nie dawał zespołowi z Poznania praktycznie nic pozytywnego. Często okazywał frustrację na boisku, co na pewno denerwowało kibiców, zarówno na stadionie, jak i przed telewizorami. Patrząc już przez pryzmat obecnego sezonu, to nie jest ten sam Jesper Karlstrom, jak ten sprzed dwóch lat czy nawet z już wyżej wspomnianego sezonu 22/23, gdzie przecież sezon zaczynał z najniższego możliwego pułapu dyspozycji, jednak rywalizując o skład z Radosławem Murawskim, kibice raczej woleli w pierwszym składzie Szweda, podobnie jak nowy trener Poznaniaków, Niels Frederiksen. Pierwsze dwa spotkania nowego sezonu, które Karlstrom zaczynał od początku nie były w jego wykonaniu złe, ale też niczym się zbytnio w nich nie wyróżnił. Był w cieniu wchodzącego na dobre do drużyny Antoniego Kozubala, a jeżeli o czymś się w jego kontekście mówiło to przy okazji sytuacji z Dino Hoticiem z końcówki meczu z Widzewem (1:2), gdzie pokłócili się o wykonanie… rzutu wolnego.
Jeszcze się kłócą o piłkę…#WIDLPO pic.twitter.com/ZvV3G2oWbl
— Polski Ligowiec (@polski_ligowiec) July 27, 2024
LECH SPRZEDAJE KARLSTROMA. CZY TO DOBRE POSUNIĘCIE?
Trzeba się jednak zastanowić, czy sprzedawanie szwedzkiego pomocnika w tym momencie możemy uznać za rzecz, z której kibice będą zadowoleni? Czy to jest decyzja, z którą wszyscy możemy się zgodzić? Są dwie strony medalu. Z jednej strony Karlstom w Lechu się już nieco wypalił, co miał osiągnąć to osiągnął i potrzeba tutaj świeżej krwi. Z drugiej, nie ma kto za niego na tą pozycję do końca wejść. Oczywiście, jest Radosław Murawski, wyżej wspomniany, który z Karlstromem miał rywalizować o skład i jak na ten moment tą rywalizację przegrywał, ale czy realnie, w chwili obecnej to jest wzmocnienie linii pomocy? Wydaje mi się, że nie. Najlepszym rozwiązaniem byłoby postawienie obok siebie Afonso Sousy i Antoniego Kozubala, co pokazał sparing z Dundee (1:1), gdzie obaj piłkarze świetnie się uzupełniali i pomimo tego, że zarówno jeden i drugi są bardziej ofensywnie usposobieni byli najlepszymi piłkarzami na boisku. Problemem jest to, że gdyby Sousa zszedł grać niżej to wtedy brakuje kogoś na 10-tce, bo na pewno nie powinien wychodzić tam od 1′ Ali Gholizadeh. Zapewne zastępcą Karlstroma docelowo będzie jakiś nowy zawodnik, ale jaki zawodnik to będzie? Raczej się o tym przekonamy w najbliższym czasie, chociaż widząc to, jak idzie w obecnym okienku transferowym (i nie tylko teraz) praca pionu sportowego, może być różnie…
Tak czy inaczej, Jesper Karlstrom był ważną postacią w Lechu Poznań i to trzeba mu oddać. Pokazał się z dobrej strony, czerpało się przyjemność z oglądania jego występów, ale tylko i wyłącznie do pewnego momentu. Sama jego sprzedaż nie powinna dziwić (w szczególności w przypadku znacznego „wyjścia na plus”), chociaż mimo wszystko można było to zrobić wcześniej (przed sezonem) lub później. Po prostu, w lepszym momencie.