Łódzki Klub Sportowy bardzo źle wszedł w sezon. Dwie porażki i jeden remis to jak na kandydata do awansu fatalny wynik i jak na razie nic nie wskazuje na to, żeby miało być lepiej.
Źródło obrazka wyróżniającego: lkslodz.pl
Nieudana inauguracja sezonu w Gdyni
Biało-czerwono-biali sezon zaczęli trudnym meczem. Arka to przecież zespół, który w zeszłym sezonie grał w finale baraży do najwyższej klasy rozgrywkowej. Trener Dziółka zaskoczył przy wyborze pierwszej jedenastki. Kluczowy zawodnik Michał Mokrzycki usiadł na ławce, zastąpił go Mateusz Wysokiński. W spotkanie lepiej weszli gospodarze. Już w 5. minucie Levent Gulen musiał wybijać piłkę z linii bramkowej po dobrym strzale Tornike Gaprindashviliego. Wtedy im się nie udało, natomiast 2. minuty później gdynianie cieszyli się z prowadzenia. Gaprindashvili wrzucił piłkę na pole karne i z główki bramkę zdobył Michał Marcjanik. Winę za tego gola ponoszą obrońcy ŁKS-u, a w szczególności Adrien Louveau, który przegrał pojedynek z obrońcą gospodarzy. „Rycerze Wiosny” nie mieli pomysłu jak zaatakować bramkę Arki. Kolejną ciekawą sytuację mieli podopieczni trenera Łobodzińskiego. Michał Rzuchowski przedarł się przez obronę Łódzkiego Klubu Sportowego, ale uderzył obok bramki. Łodzianom udało się uratować pierwszą połowę w doliczonym czasie. Po świetnej wrzutce Antka Młynarczyka Adrien Louveau główką doprowadził do remisu. Ta połowa była słaba w wykonaniu ŁKS-u. Obrońcy mieli wielkie problemy z kryciem, Pirulo znowu źle grał na nowej pozycji, a po grze Balicia widać, że nie nadaje się on na napastnika. Po przerwie gra podopiecznych trenera Dziółki wyglądała troszkę lepiej. Próbowali atakować, ale żadna z tych prób nie kończyła się nawet strzałem. W 61. minucie biało czerwono biali wyprowadzili ładny kontratak ale w decydującej fazie Jędrzej Zając stracił futbolówkę. Potem gra się uspokoiła, ale w 87. minucie Kacper Skóra znalazł się niepilnowany w polu karnym Łódzkiego Klubu Sportowego i strzałem po ziemi wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. Do końca meczu nic się nie zmieniło i ŁKS zaliczył falstart. W mojej opinii łodzianie przegrali zasłużenie. Fakt, że gol Louveau był jedynym celnym strzałem w tym meczu dobitnie to pokazuje.
Głupia strata punktów w drugim meczu
W trzeciej kolejce do Łodzi przyjechał Górnik Łęczna. Goście byli niepokonani i liczyli na przedłużenie tej serii. Do pierwszego składu wrócił Mokrzycki i zadebiutował w nim Andreu Arasa. Pierwszą groźną akcję miał Górnik. Po bardzo dobrym wrzucie z autu do piłki dopadł Warchoł ale uderzył nad bramką. W tej akcji fatalnie zachowali się obrońcy ŁKS-u, którzy pozwolili skozłować piłce. W 6. minucie Łódzki Klub Sportowy miał okazję poważnie zagrozić bramce Górnika, ale Pirulo zamiast podać do lepiej ustawionego kolegi z drużyny, to uderzył zza pola karnego w trybuny. Pięć minut później Pirulo zrobił dokładnie to samo. W 22. minucie Kamil Dankowski chciał wrzucił, ale wyszedł z tego centrostrzał, który zaskoczył bramkarza gości i prawie wpadł do bramki. Akcję później Mateusz Kupczak popełnił błąd przy wyprowadzaniu piłki i ją stracił, co zakończyło się strzałem Warchoła w obrońcę. Następnie ŁKS znowu przeprowadził groźną akcję. Jędrzej Zając bardzo dobrze dograł na głowę Arasy, ale świetną interwencją popisał się Kostrzewski. Na pewno była to lepsza połowa niż w meczu w Gdyni, ale znowu łodzianie często podejmowali złe decyzje takie jak na przykład strzały Pirulo. „Rycerze Wiosny” świetnie zaczęli drugą część meczu. W 50. minucie Arasa znalazł się w polu karnym, najpierw uderzył główką w słupek, a następnie dobił na pustą bramkę i Hiszpan mógł się cieszyć z pierwszego gola dla biało czerwono białych. Parę minut później Adrien Louveau bezmyślnie sfaulował rywala. Sędzia najpierw pokazał mu żółtą kartkę, ale po analizie VAR zmienił na czerwoną. Ełkaesiacy od tamtego momentu musieli się bronić. Długo im to wychodziło natomiast w 89. minucie niekryty Damian Warchoł doprowadził do remisu i takim wynikiem skończył się ten mecz. Drugie spotkanie z rzędu obrona nie potrafiła kryć. Nie podobało mi się również, że Łukasz Bomba przy wyniku 1:1 grał na czas i wyglądało na to, że ten rezultat mu bardzo pasuje.
Trzeci mecz bez zwycięstwa
Trzeci mecz ełkaesiacy rozegrali w Legnicy. W składzie „Rycerzy Wiosny” doszło do zmiany w ostatniej chwili, ponieważ w czasie rozgrzewki urazu doznał Husein Balić i jego miejsce zajął Jędrzej Zając. W pierwszych trzynastu minutach Miedź oddała dwa celne strzały z dystansu, ale na szczęście Bomba je obronił. W 28. minucie obrońca gospodarzy świetnie przerzucił piłkę do Krzysztofa Drzazgi, który uciekł obrońcom Łódzkiego Klubu Sportowego, następnie podał Wiktorowi Bogaczowi, a ten umieścił futbolówkę w bramce. Radość miejscowych nie trwała długo, bo sędzia dopatrzył się spalonego i gola nie uznał. Do przerwy jeszcze Miedź miała groźną sytuację. Krzysztof Drzazga wślizgiem prawię pokonał Łukasza Bombę. Po przerwie oba zespoły miały swoje szanse. Z gospodarzy uderzał Benedik Mioc (obok bramki), a z ŁKS-u Gulen i Majcenić (obronił Wrąbel), ale żadna z tych prób nie wpadła do bramki. Strzelał jeszcze Mokrzycki, ale dwa razy w trybuny. Następnie znowu przeważali podopieczni Ireneusza Mamrota i to wykorzystali. W 67. minucie Mioc dostał piłkę, minął bramkarza, położył obrońcę i strzelił gola. Chorwat mógł cieszyć się z drugiego gola w tym sezonie. Kolejny raz zawinili obrońcy, którzy pozostawili zbyt dużo miejsca zawodnikowi Miedzi. Parę minut później łodzianie mieli dobrą sytuację na doprowadzenie do remisu. Pirulo odnalazł się w polu karnym rywala, ale jego strzał obronił bramkarz gospodarzy. Pod koniec spotkanie się uspokoiło. Niestety biało czerwono biali nadal nie mają kompletu punktów w tym sezonie.
Wynik jest dla nas dużym rozczarowaniem. Przed przerwą dobrze graliśmy bez piłki, w obronie wysokiej, poza tym kilka szans na to, żeby zachować się lepiej w polu karnym Miedzi. W drugiej połowie zabrakło nam konsekwencji w wysokiej obronie i Miedź radziła sobie dzięki temu lepiej. Plan na mecz nie został zrealizowany – mówił Dziółka po meczu z Miedzią.
Martwi mnie obrona ŁKS-u. Napastnicy rywali mają bardzo dużo wolnego miejsca. W systemie trenera Dziółki nie widzę również pomysłu w ataku. Nie oddają wielu strzałów, a trzymanie Pirulo na pozycji numer 8 jest marnowaniem jego potencjału, bo wszyscy wiemy, co Hiszpan potrafi robić w 1 lidze na skrzydle.
Trzeba wygrać następny mecz
Już w piątek o godzinie 20:30 ŁKS zmierzy się z Kotwicą Kołobrzeg. Rywale weszli lepiej w nowy sezon. Zremisowali z Wisłą Płock i GKS-em Tychy, wygrali ze Stalą Stalowa Wola i przegrali ze Stalą Rzeszów. Obecnie zajmują 9 miejsce w tabeli. Podopieczni trenera Dziółki są przed tym meczem osłabieni. Adrien Louveau nadal pauzuje za czerwoną kartkę, a Husein Balic doznał urazu skręcenia stawu kolanowego i przerwa w treningach potrwa około 4 tygodnie. Kołobrzeżanie grają defensywnie i zagrywają długie piłki na Jonathana Juniora. ŁKS gra wysoko ustawioną obroną i szybki napastnik rywali może ich zaskoczyć. „Rycerze Wiosny” muszą wygrać jeśli chcą o coś powalczyć w tym sezonie.
„Ten zespół jest w przebudowie i co tydzień robi progres. Ja to widzę na treningach i każdy tydzień przynosi nam dużo nowych, dobrych rzeczy. My chcemy być w swojej grze powtarzalni, niezależnie od tego, z jakim przeciwnikiem gramy, i to też jest widoczne. Oczywiście każdy mecz ma swoją historię. Wiemy, że Kotwica gra w sposób troszeczkę inny niż przeciwnicy do tej pory, ale jesteśmy na to przygotowani.” – Mówił trener ŁKS-u na konferencji przedmeczowej.