Mecz pomiędzy Motorem Lublin a Widzewem Łódź został określony jako najbardziej widowiskowy XII kolejki PKO BP Ekstraklasy. Wynik meczu mówi sam za siebie, ale w głównej mierze, to spektakularny pościg łodzian w pierwszej połowie i wyjście na prowadzenie 2:3 po fatalnym początku i wyniku 2:0 w 14 minucie meczu. W drugiej połowie obie drużyny strzeliły jeszcze po jednym golu – a mogło i powinno być więcej – końcowy rezultat 3:4 ucieszył sympatyków RTS.
Sobotni mecz zaplanowany został na godzinę 14:45. Godzina jak na sobotę niewygodna, bo zakupy wiadomo, sprzątanie, etc. Ale co innego przykuwało uwagę kibiców klubu z al.Piłsudskiego 138, mianowicie data meczu: 19.10. Doskonale wiemy, że rok powstania klubu, to 1910r. zatem serce w tym dniu zabiło znacznie mocniej, niż zazwyczaj…
Skoro zacząłem o godzinie, no oczywiście zakupy były. Cyrklowałem tak sobotni czas, żeby swobodnie zdążyć przed pierwszym gwizkiem, bo lubię słuchać co trenerzy mają do powiedzenia przed meczem i całą otoczkę wokół meczu. Niestety czas upływał niemiłosiernie, przez co wróciłem praktycznie równo z rozpoczęciem meczu. Postanowiłem umilić sobie transmisję jeszcze filiżanką kawy (jeśli mecz będzie nudny, to usnę, poza tym „badanko” z obu stron do 20-tej minuty, nic się nie wydarzy – zdążę zrobić), wszedłem do pokoju, włączyłem tv, a wynik brzmiał 1:0 (bramka w 20-tej, ale sekundzie, dokładnie 22 sekundzie). Kto zawalił? Kastrati, niespodzianki brak. Nie będę się znęcał nad facetem, robiłem już to w podcaście Rozmów Tylko Sportowych. Trzeba się pogodzić z faktem, że ten piłkarz w meczach będzie robił 5 dobrych rzeczy, a 4 złe. Tak już ma, przeplata formę. Musiał być ponownie alternatywą dla zmęczonego po reprezentacyjnych wojażach Marcela Krajewskiego.
Czekając na szybkie wyrównanie stanu meczu przecierałem oczy, gdyż były zawodnik Widzewa (załączył się syndrom strzelca swojemu byłemu klubowi) Sebastian Rudol wyprowadził Motor na dwubramkowe prowadzenie. Do tego momentu Motor wyglądał potężnie, jak ścigacz o dużej pojemności, a Widzew? Jak motorynka, w dodatku z zalaną świecą przed odpaleniem. Drużyna nie ruszyła ze startu, ani z „kopniaka”, ani z „popychu”. Brak benzyny, może cylinder, tłoki? Może mieszanka w baku nie ta, co powinna być? Widzewski Twitter (X do mnie jakoś nie przemawia) zagrzał się do czerwoności jak rura wydechowa Motoru po fenomenalnym starcie sobotniego meczu. Czarne myśli kotłujące się w głowie, znowu z beniaminkiem, trzeci raz strata punktów? Nic podobnego! Widzew zaczął grać, jakby eksternistycznie przeszedł remont kapitalny, szlif, jeszcze tylko chwila na dotarcie i pełna moc, do przodu. Zespół uszczelnił defensywę, naoliwił środek pola i dał iskrę w ataku. Po kapitalnym dośrodkowaniu Sebastiana Kerka, samobójczy gol gospodarzy uskrzydlił przyjezdnych na tyle, że uwierzyli w swoje umiejętności, co zaowocowało jeszcze dwoma trafieniami łodzian w pierwszej połowie. Arena Lublin przeżyła huśtawkę nastrojów, przy wyniku 2:0 kibice gospodarzy nie oczekiwali tak radykalnej zmiany obrazu gry.
Widzew przejął kontrolę nad meczem, akcje napędzały się, środek pola zaczął rządzić i dzielić. Drużyna lepsza ma to w zwyczaju, że czuje, gdy przeciwnik jest od niej słabszy, pomimo korzystnego rezultatu w początkowej fazie meczu. W szczególności klasowe drużyny często odwracają wynik, nawet w momentach, gdy w danym meczu nie do końca są dobrze dysponowane. W sobotnim meczu, w pierwszej połowie od stanu 2:0 dla Lublinian, podopieczni Daniela Myśliwca tryb odwracania wyniku włączyli, bo poczuli się pewniej, odświeżyli sobie wytyczne a błąd bramkarza Rosy, który skwapliwie wykorzystał Imad Rondić dobił mentalnie ambitny zespół beniaminka. W przerwie morale Motoru podbudował były asystent Myśliwca z czasów pracy w Stali Rzeszów, trener zespołu gospodarzy Mateusz Stolarski, który chciał przechytrzyć swojego byłego szefa, ale jak to zazwyczaj bywa, uczeń musi się jeszcze sporo uczyć od mistrza. Zespół Stolarskiego, pomimo tego, że leżał już na deskach, gdy precyzyjnym, mierzonym uderzeniem popisał się będący ostatnio w ciut gorszej dyspozycji Fran Alvarez, nie złożył broni i po bramce kontaktowej na 3:4 szukał wyrównania. Nawet był tego blisko, ale Kreshnik Hajrizi wprowadzony za Juana Ibizę na ostatnie minuty znakomicie odnalazł się w kluczowych momentach obrony kompletu punków.
Drużyna Widzewa w przekroju całego meczu była dojrzalsza, lepsza piłkarsko, skuteczniejsza, miała więcej jakości na boisku. Motorowi nie można odmówić pomysłu, zaangażowania, ale na dobrze (od 22 minuty) dysponowany RTS (mógł zdobywać kolejne gole z kontry), tego dnia to nie wystarczyło. Kawa też była zbyteczna…
Widzew uczcił zatem 19.10 w najlepszy możliwy sposób, świetne widowisko, na wypełnionym stadionie. Tego samego dnia, swój mecz w IV lidze rozgrywał drugi zespół Widzewa. Gryzio i spółka postanowili pobić wyczyn strzelecki ekipy Myśliwca i odprawili z kwitkiem 5-ciu goli Orkan Buczek, którego stać było jedynie na bramkę honorową. Widzew II w 13 kolejkach obecnego sezonu odniósł 13 zwycięstw ze stosunkiem bramek 51-11, co musi robić wrażenie, nawet biorąc pod uwagę szczebel rozgrywek i oczywiście jest liderem. Brawa dla trenera Michała Czaplarskiego, sztabu i ich podopiecznych.
Imad Rondić – lewonożny napastnik przyszedł z czeskiego Liberca, gdy spojrzałem na statystykę goli bośniaka, to lekko się zaniepokoiłem. Biorąc pod uwagę choćby 2 ostatnie sezony w Libercu wg.Flashscore.pl to 58 meczów i 8 goli. Po 4 gole na sezon..trochę słabo. Ale w klubie nr 1 w ataku był Jordi Sanchez, natomiast Rondić miał konkurować o miejsce w składzie z hiszpanem, z którym miał wyśmienity kontakt. Jordiego w klubie już nie ma, a na Imadzie miał spoczywać teraz obowiązek zdobywania bramek dla RTS. Pierwszy sezon? Powtarzalność…statystyka jak z Liberca 32 mecze, 5 goli, 3 asysty. Wiele marnowanych sytuacji, specyficzne poruszanie się po boisku. Co prawda widać było, że serce chce zostawić na boisku co najlepsze, ale umiejętności nie pomagają w uzyskaniu celu. Trener Myśliwiec jednak widział w bośniaku potencjał, który spełni oczekiwania w taktyce i stylu gry przez niego preferowanym. Czyli pressing. W tym snajper czuje się jak ryba w wodzie. Atakuje obrońców, bramkarzy (przykład z Krakowa – nieuznana bramka, Lublina – gol), walczy z przeciwnikiem na plecach, dogrywa piłki na szybkie wyprowadzenie kontrataku. Stara się wykorzystywać przestrzenie, coraz częściej piłka „szuka go” w polu karnym przeciwnika. Zacząłem od tego, że jest to gracz lewonożny, a są tacy, którzy twierdzą, że lewonożni są bardziej precyzyjni, niż prawonożni. Ile w tym prawdy? To już pewnie amerykańscy naukowcy zbadają, przecież wszystko badają… Wróćmy do Imada, mnie osobiście trochę zastanawia słabe uderzenie z owej nogi napastnika Widzewa. Jest często blokowany, a gdy już ma czystą pozycję, to uderzenia są bardzo chimeryczne. Dziwi o tyle, że to gracz o świetnych warunkach fizycznych, wykonujący znakomicie rzuty karne, robi to precyzyjnie i pewnie. Uderzenie z lewej nogi zatem jest do poprawy, bo są ogromne rezerwy. Druga istotna sprawa, to gra głową. Co ciekawe, Rondić zdobywał w poprzednim sezonie gole z „główki” i były to gole urokliwe. W obecnym, kilka szans w ten sposób zaprzepaścił. Rosły napastnik, dobrze grający w powietrzu, ale marnujący okazje, gdzie piłka zamiast w bramce, ląduje po nosie na murawie…Nie zgadzało mi się to, facet zapomniał jak się uderza głową? Bramka zdobyta z Motorem, gdzie piłka po główce Imada wylądowała w siatce jak pocisk wystrzelony z armaty daje nadzieje, że w kolejnych meczach tych pocisków może być więcej. Że w tym zawodniku, na którym kibice (ja również) wieszali psy po niewykorzystanych 100% sytuacjach, drzemie duży potencjał i rezerwy, które trener Myśliwiec na treningach będzie starał się wykrzesać. W 12 kolejkach Rondić strzelił 7 goli, przy dwóch asystował i wykonuje tytaniczną pracę w pressingu. Już przegonił Jordiego Sancheza w klasyfikacji najskuteczniejszych zagranicznych napastników grających w Widzewie i na podium zajmuje aktualnie 3 miejsce, a do końca obecnego sezonu jeszcze wiele meczów.
Wykonanie rysunku: Cezary Orędownik
Jeśli Imad w takim tempie będzie rozwijał swoje umiejętności strzeleckie, to nasuwają się pytania. Ile goli strzeli w kolejnym sezonie i w którym klubie będzie miało to miejsce, czy klub z Łodzi będzie go w stanie zatrzymać? Bo napastnik, to obecnie towar deficytowy we wszystkich ligach świata. Każdy szuka bramkostrzelnego napadziora.
Życzę Imadowi powiększenia dorobku już w najbliższym meczu z Górnikiem Zabrze w Sercu Łodzi. Mecz 27.10. o godzinie 17:30. Z kawą tym razem się wstrzymam, co najmniej do przerwy.