Mamy, jako Polacy, pokaźną liczbę piłkarzy, grających w ligach zagranicznych. Wielu z nich występuje w Turcji, USA, Grecji, Holandii, na Cyprze, na zapleczu ligi niemieckiej, włoskiej. Kilku w Irlandii, Belgii, Bułgarii, Słowenii. Mamy nawet swoich pojedynczych wysłanników w Gibraltarze, Meksyku czy Indonezji, a to tylko przykłady lig, w których możemy dopatrzeć się biało-czerwonej flagi w kadrach tamtejszych zespołów. Martwić może jednak ich wciąż malejąca liczba w ligach europejskiego TOP 5. Nawet jeśli nie malejąca ilość, to spadająca jakość tych zawodników. A jeśli nie jakość, to zbyt duże progi, aby dostawali wystarczającą liczbę minut (patrz Zieliński). Jak to wpływa na reprezentację Polski? Czy mowa o każdej pozycji? Kto się wyróżnia? Czy młode pokolenie się przebija? Jak cała sytuacja wygląda po rozłożeniu na czynniki pierwsze? Odpowiedzi poniżej. Zapraszam do lektury.
Słabi piłkarze – słaba reprezentacja
Przez ostatnie tygodnie, miesiące, lata co raz więcej mówi się o słabnięciu pozycji polskich piłkarzy na arenie międzynarodowej, a przede wszystkim na najwyższym europejskim poziomie – poziomie TOP 5 lig na starym kontynencie. Odbija się to obecnie na rezultatach kadry narodowej. Po Mistrzostwach Europy w 2016 roku i pamiętnym występie biało-czerwonych, niemal każdy kibic myślał, że jest to przełomowy moment dla naszego futbolu. Młode gwiazdy wyjechały na zachód, bardziej doświadczeni zawodnicy umacniali się w hierarchiach klubowych w najlepszych ligach świata. Z wielkimi nadziejami przygotowywaliśmy się na mundial 2018, gdzie oczekiwania zdecydowanie rozminęły się z rzeczywistością. Piękne „orły Nawałki” straciły skrzydła i od tamtej pory żaden selekcjoner nie zdołał przywrócić kadrze dawnej, krótkiej świetności. Obecna reprezentacja opiera się w dużej mierze na graczach, którzy nie występują regularnie na wysokim poziomie lub grają regularnie w mniej jakościowych ligach, co przekłada się na złe wyniki i na słabnięcie Polskiego rankingu w rankingu FIFA. Aktualnie znajdujemy się na 35. miejscu w tym zestawieniu, a wyprzedza nas m.in. Federacja Rosyjska, która od ataku ich kraju na Ukrainę w 2022 roku nie bierze udziału w oficjalnych rozgrywkach.
Bogactwo w bramce i nędza w ataku
W temacie porównania polskich bramkarzy z zawodnikami z pola przytoczyć można wypowiedzi wielu cenionych i znanych ekspertów piłkarskich w naszym kraju. Jedną z mocniejszych opinii wygłosił Tomasz Ćwiąkała w rozmowie z Cyprianem Majcherem w ramach podcastu. Dziennikarz ostrzega kibiców przed tym, co może wydarzyć się w polskiej piłce w najbliższych latach.
„Będziemy mieli za chwilkę dwudziestu bramkarzy, a nie będziemy mieli piłkarzy. […] Jest nieprawdopodobna luka pokoleniowa, z której my jeszcze nie zdajemy sobie sprawy”.
Ciężko się z tą opinią nie zgodzić. Analizując sytuację Polaków w ligach TOP 5, zobaczymy, że większość zawodników, którzy występują regularnie w swoich klubach to bramkarze. Między Bogiem a prawdą jedynym wyróżniającym się napastnikiem jest 36-letni Robert Lewandowski. Poza nim mamy: Bartosza Białka w Wolfsburgu, który już trzeci raz zerwał więzadła w kolanie, mimo że ma dopiero 23 lata, 30-letniego Arkadiusza Milika w Juventusie, który kolejny miesiąc leczy kontuzję, mającą wstępnie trwać kilka tygodni i Adriana Benedyczaka, który w trakcie bardzo dobrego sezonu 2023/2024 w Serie B doznał kontuzji, wykluczającej go z treningów do października zeszłego roku. Na początku stycznia dostał kolejną diagnozę, mówiącą o kolejnej pauzie. Na razie nie wiadomo dokąd ona potrwa. W okresie między tymi wykluczeniami zdążył uzbierać niespełna 200 minut na boiskach Serie A. Wspomnianymi bramkarzami są: Kamil Grabara z Wolfsburga, Radosław Majecki z Monaco, Marcin Bułka z Nicei, Łukasz Skorupski z Bologni, rezerwowi Jakub Stolarczyk z Leicesteru, Oliwier Zych z Aston Villi i niegrający już dla reprezentacji narodowej Łukasz Fabiański z West Hamu oraz Wojciech Szczęsny z Barcelony. Poziom przede wszystkim tych pierwszych czterech jest wielce zadowalający. Wszyscy są „1” w bramkach swoich klubów i wyróżniającymi się golkiperami na tle reszty lig. Michał Probież nie musi się martwić o obsadę bramki. W tej kwestii jego największym zmartwieniem jest to, na którego z tych golkiperów powinien stawiać. Na dzień dzisiejszy rywalizację wygrywa Łukasz Skorupski, a jego pierwszym zmiennikiem jest Marcin Bułka, co nie podoba się wielu fanom, którzy wiedzieliby w tej roli prędzej Kamila Grabarę. Taka debata jeszcze dobitniej może nas uświadamiać o sile tej pozycji w naszym kraju.

Ilość i regularność
Podczas zbierania danych do tego tekstu, zaliczyłem 25 Polaków należących do pierwszych zespołów drużyn w ligach TOP 5. Nie brałem pod uwagę zawodników szkolących się w akademiach oraz grających w rezerwach. Nie załapali się też: Oliwier Zych, Dawid Bembnista i Marcel Lotka, którzy często zasiadają na ławce rezerwowych „jedynek” w meczach ligowych i pucharowych, ale nie zaliczyli debiutu w pierwszej drużynie. Spośród tych 25 zabrałem bramkarzy i zawodników, którzy mają aktualnie kontuzje wykluczające ich ze znacznej części sezonu. Pozostaje wtedy tylko 12, zdolnych do gry piłkarzy z pola. A jak z ich regularnością? Za regularną grę uznałem rozegranie powyżej 50% możliwego czasu boiskowego w tym sezonie. Odpadła z tego kolejna połowa. Jest to zatrważająca statystyka. 6 piłkarzy z pola, grających regularnie w drużynach z lig TOP 5 w Europie. Są to: Lewandowski, Cash, Bednarek, Linetty, Dawidowicz i Walukiewicz. W tym zestawieniu wyprzedzają nas takie nacje, jak: Nigeria, Senegal, Serbia, Ghana, Algieria czy Norwegia, a remisujemy m.in. ze Słowacją i Kamerunem.
Sebastian Walukiewicz
Zostańmy przy tej regularnie grającej szóstce i zajrzyjmy im w PESEL-e. Można z nich wyczytać kolejno roczniki: 88, 97, 96, 95, 95, 00. Jeśli ktoś uznał statystykę z poprzedniego akapitu za straszną, to niech teraz lepiej przygotuje, otóż: w ligach TOP 5 mamy jednego regularnie grającego piłkarza urodzonego po latach dziewięćdziesiątych. Oto Sebastian Walukiewicz – człowiek ratujący honor Polski w tej kategorii na tle Europy. Żeby nie było dla niego tak kolorowo, zaznaczmy to, w jakim klubie gra. 24-latek broni barw Torino, czyli drużyny ze środka tabeli Serie A. Warto jednak docenić jego postęp. Odkąd odszedł w 2019 r. z Pogoni Szczecin, nie zatrzymuje się w miejscu i mimo paru problemów zdrowotnych, wciąż idzie na przód. Zaczynał w Cagliari, skąd po trzech sezonach przeniósł się do Empoli na kolejne dwa sezony. Na początku obecnych rozgrywek rozstał się z drużyną z Neapolu i za kwotę 5 milionów euro dołączył do Torino. Można więc zauważyć, że poziom drużyn, w których występuje wciąż rośnie, bowiem przed startem rozgrywek drużyna z Turynu miała aspiracje na walkę o miejsca gwarantujące grę w europejskich pucharach. Ponadto, im dalej w las, tym więcej kibiców zaczyna go wymieniać, jako silnego kandydata do podstawowego składu w drużynie reprezentacji Polski. Jeśli utrzyma swój rozwój, można liczyć, że będziemy mieli obrońcę na najwyższym, europejskim poziomie na lata.

Brak zawodników wyjeżdżających
W latach 2019-2022 młode gwiazdy Ekstraklasy wzbudziły spore zainteresowanie klubów z lig TOP 5. W tym okresie kluby z naszych rodzimych rozgrywek zarobiły bezpośrednio z transferów blisko 67 milionów €, sprzedając czternastu „młodziaków”.
-
Lech
Jakub Moder do Brighton za 11 mln €
Jakub Kamiński do Wolfsburga za 10 mln €
Tymoteusz Puchacz do Unionu Berlin za 2,5 mln €
Robert Gumny do Augsburga za 2 mln €
-
Pogoń
Kacper Kozłowski do Brighton za 11 mln €
Sebastian Walukiewicz do Cagliari za 3,5 mln €
Mateusz Łęgowski do Salernitany za 2 mln €
-
Zagłębie
Bartosz Białek do Wolfsburga za 5 mln €
Filip Jagiełło do Genoi za 2 mln €
Łukasz Poręba do Lens za 350 tys. €
-
Legia
Radosław Majecki do Monaco za 7 mln €
Michał Karbownik Brighton za 3,9 mln €
-
Górnik
Szymon Żurkowski do Fiorentiny za 4,5 mln €
-
Piast
Patryk Dziczek do Lazio za 2,15 mln €
Część z tych talentów doznała kontuzji, część poszła na wypożyczenia do niższych lig, a część najwyższy poziom europejski zweryfikował na tyle, że opuścili swoje kluby szybciej niż do nich trafili. Jedynymi, którzy pozostają w tych klubach do dziś są Majecki, który pod koniec poprzedniego sezonu wskoczył na stałe bramki Monaco, Kamiński, niedostający zbyt wielu szans, Gumny trapiony przez ostatnie miesiące różnymi kontuzjami i Białek, który przyszłości dla siebie w Niemczech raczej nie upatruje. Sebastian Walukieicz nie dość, że utrzymał poziom, to jeszcze go podniósł przechodząc do lepszych klubów, co był już wcześniej opisane. Filigranowy Żurkowski aktualnie ma bardzo niepewną sytuację w zagrożonym spadkiem Empoli. Tak więc, mimo eksplozji eksportu talentów z Ekstraklasy w ciągu tych czterech lat, nie udało się stworzenie silnej Polonii w ścisłej światowej czołówce. Ponadto po tym czasie sprzedaż młodych Polaków za granicę drastycznie zmalała, bowiem ostatnie lata to tylko dwaj piłkarze sprzedani do TOP 5. Są nimi Mateusz Praszelik, który nie zagrzał długo miejsca w Veronie i tuła się na wypożyczeniach w Serie B oraz Filip Marchwiński, który po i tak fatalnym początku, kiedy nie dostawał szans w kiepskim Lecce, zerwał więzadła w kolanie.
Warci docenienia w Mediolanie
Wspomniana była wcześniej szóstka zawodników z pola grających regularnie w ligach z TOP 5. Dla przypomnienia, chodzi o: Lewandowskiego, Casha, Bednarka, Linettego, Dawidowicza i Walukiewicza. Oprócz nich, wielu dziennikarzy i kibiców wyróżnia kilku innych piłkarzy, którzy grając w najlepszych ligach, mają problem z regularnością, czyli dostają zbyt wielu minut. Mimo to nie wyobrażamy sobie, aby nie znaleźli się oni w liście powołanych na zgrupowanie reprezentacji. Piotr Zieliński – zastępca Lewandowskiego w roli kapitana – zmienił latem barwy, przechodząc z Napoli do aktualnego mistrza Włoch – Interu. W ekipie z Neapolu był jednym z najważniejszych elementów oraz zdarzało mu się wychodzić na plac gry w roli kapitana. Po przenosinach do drużyny Inzaghiego ma zdecydowanie silniejszych rywali do walki o miejsce w składzie klubu z niebieskiej części San Siro. Nerazzurri słyną z jednego z najsilniejszych środków pola na świecie, więc walka o miejsce w składzie nie należy do najprostszych. Polski pomocnik uzbierał we wszystkich rozgrywkach łącznie dwie bramki i trzy asysty.
W nieco innej sytuacji znajduje się kolega klubowy Piotra – Nicola Zalewski. Młody Polak mimo jego ogromnych starań nie jest wspominamy z uśmiechem na ustach przez fanów AS Romy. Jego ostatnie miesiące pobytu w stolicy Włoch były istnym koszmarem. Nie dość, że dostawał mało minut od co rusz zmieniających się trenerów, to kiedy już te szanse dostawał, marnował je koncertowo np. przez nierozważne straty piłki, prowadzące do utraty bramki. Kiedy wszyscy myśleli, że to już czas, aby Nicola opuścił Półwysep Apeniński, Siomne Inzaghi zażyczył sobie 24-latka w Interze, uzasadniając ten pomysł tym, że widzi spory potencjał w wahadłowym naszej reprezentacji. Jego start był wymarzony, bowiem w debiucie zaliczył asystę dającą remis w końcówce derbów Mediolanu. Potem dostał szanse w dwóch innych meczach, wchodząc na końcówki, lecz pod koniec lutego doznał kontuzji. Trener Interu nie puścił go na zgrupowanie przed meczami eliminacji do Mistrzostw Świata, ponieważ Włoch nie chce, aby uraz jego podopiecznego się odnowił.
