Dwie kolejki Ekstraklasy – dwa oblicza Pogoni. Portowcy w pełni zrehabilitowali się za mecz z Radomiakiem.

Tydzień temu kibice Pogoni Szczecin sfrustrowani wyłączali telewizory po tym, co obejrzeli niedzielnym wieczorem na antenach Canal+. Oczekiwania przed sezonem urosły naprawdę wysoko, a więc naturalnie każdy oczekiwał, że jego początek będzie udany. Nic bardziej mylnego – Portowcy w Radomiu zostali całkowicie rozbici. Wiara kibiców w ten projekt, który mocno podkreśla zarząd klubu, została mocno zachwiana. Dziś możemy już chyba mówić o jej odkupieniu, ponieważ Pogoń w Szczecinie zagrała właśnie tak, jakby miała coś do udowodnienia.

Szczegółowej opinii na temat spotkania w Radomiu z mojej strony nie było – głównie przez brak czasu, ale nie będę też ukrywał, że przez brak chęci. I takiej szczegółowej opinii w kontekście tamtego starcia dziś też nie będzie, a zamiast tego, odnosząc się do meczu z Motorem, będę przyrównywać większość kwestii właśnie do spotkania z Radomiakiem. W tych dwóch kolejkach ujrzeliśmy kompletnie dwa różne oblicza Pogoni, a więc będziemy przeskakiwać ze skrajności w skrajność. To tak słowem wstępu.

Intensywność, której brakowało w Radomiu

Robert Kolendowicz po spotkaniu z Radomiakiem mocno podkreślał i wskazywał, że jednym z głównych powodów czemu Pogoń zagrała tak słabo, był brak odpowiedniej intensywności na boisku. Portowcy nie przekroczyli magicznej bariery przebiegniętych zespołowo 100 kilometrów na przestrzeni całego meczu, co w w przypadku klubu Ekstraklasy było bardzo rozczarowujące. Na takim poziomie jest to absolutne minimum, a jeśli jakaś drużyna nie jest w stanie tego spełnić, to coś ewidentnie jest nie tak. W Radomiu ten brak intensywności widoczny był gołym okiem – Pogoń atakowała powolnie, bez polotu. Natomiast rywale mieli naprawdę sporo przestrzeni do budowania akcji. Pressing z naszej strony wręcz nie istniał.

Statystyki biegowe w meczu z Radomiakiem

W Szczecinie, w meczu z Motorem, ujrzeliśmy całkowitą zmianę w tej kwestii. Pogoń wykręciła około 108 przebiegniętych kilometrów, a poprawa w intensywności łatwo rzucała się w oczy. Szczególnie w drugiej połowie, kiedy to wiele akcji Motoru było szybko kasowanych jeszcze daleko od pola karnego Portowców. Początkowo mogło się wydawać, że dalej jest coś nie tak, bo pierwsze minuty nie należały do jakichś szczególnie intensywnych. Jednak kiedy Szczecinianie wybadali już odpowiednio rywala i zlokalizowali jego słabsze punkty, to gra ruszyła na całego. Po starciu z rywalami z Lublina trener Robert Kolendowicz zdecydowanie nie może narzekać na intensywność, choć wiadomo, że zawsze może być lepiej.

Ten sam środek pola, ale kompletnie inna gra

Względem meczu z Radomiakiem, na starcie z Motorem w wyjściowym składzie Pogoni zaszła tylko jedna zmiana – Koutris wskoczył na lewą obronę do Borgesa. Naturalnie więc – mając oczywistą świadomość, że grecki obrońca samodzielnie nie zmienił całego oblicza drużyny – trzeba mówić o poprawie gry zdecydowanej większości piłkarzy, jeśli na przestrzeni tygodnia padają tak skrajne rezultaty. W mojej ocenie największą rolę odegrała tu jednak dużo lepsza postawa środka pola. Ulvestad, Pozo oraz Przyborek wybiegli razem na boisko od pierwszej minuty w Radomiu i… zobaczyliśmy katastrofalne występy w ich wykonaniu. O współpracy nie było mowa. Wczoraj natomiast, choć byli to ci sami piłkarze, to zaprezentowali się zdecydowanie lepiej.

Indywidualne występy ocenimy sobie za chwilę, natomiast o fakcie poprawy ich gry może sugerować sam fakt, że w meczu z Radomiakiem cała trójka zanotowała… zero „kluczowych podań”. Ile było ich łącznie w Szczecinie? Pięć. Wejścia do strefy ataku? 48 do 62, na korzyść meczu w Szczecinie. Poprawa widoczna była więc gołym okiem, ale co konkretnie się do tego przyczyniło? Oprócz oczywiście większej intensywności, która naturalnie ma na to wpływ, w mojej opinii – przestawienie Adriana Przyborka nieco niżej. Polski pomocnik po meczu sam zaznaczył, że chociaż rola gry, którą przybrał w starciu z Motorem, była dla niego czymś nowym, to zauważa efekty tego rozwiązania w perspektywie całej drużyny. Dzięki temu rozwiązania Ulvestad miał nieco więcej wsparcia w defensywie, natomiast Pozo miał pełną świadomość, że wczoraj rola wyprowadzania ataków środkiem pola należała głównie do niego. Trener Stolarski w okolicach 60′ minuty zauważył, że rywalizacja w centralnej części boiska jest przegrywana i dokonał dwóch zmian w tej strefie. Korzystnych rezultatów z perspektywy Motoru to, na szczęście, nie dało. Pogoń dalej była lepsza. Warto też zaznaczyć dobre wejście Mora Ndiaye, który wprowadził więcej spokoju w swojej strefie.

Odrośnięte skrzydła

W spotkaniu z Radomiakiem środek pola mocno zawiódł, ale identycznie można powiedzieć o bocznych strefach boiska w fazie ataku. Choć początek był obiecujący, bo Szczecinianie stworzyli sobie kilka dogodnych sytuacji, to z każdą kolejną minutą było tylko gorzej. Kamil Grosicki jak zwykle dawał od siebie maksimum, zaliczył nawet asystę, ale i tak nie była to jego optymalna forma. Paul Mukairu – spory zawód. Nie pokazał wówczas nic, na co z jego strony czekaliśmy. Skrzydła Pogoni w Radomiu zostały brutalnie odcięte – w Szczecinie natomiast odrosły.

I na szczególną uwagę zasługuje tutaj występ Mukairu. Okej – kilka razy zdecydowanie podjął złe rozwiązania i zmarnował dobrze zapowiadające się akcje. Ale sam fakt, ile razy sprawił na swoim skrzydle zamieszanie, trzeba docenić. Przez poprzednie lata każdy rywal Pogoni miał świadomość o zagrożeniu, jakie potrafi stworzyć Kamil Grosicki i to w większości na jego stronie skupiała się cała uwaga defensywy. Nigeryjczyk sprawił wczoraj, że obrona Motoru musiała być niesamowicie czujna zarówno z prawej, jak i lewej strony. I nic się nie zmieniło po tym, jak na boisko wszedł Musa Juwara, który również pokazał, że trzeba na niego uważać. No i warto też wspomnieć o kapitalnym rajdzie Borgesa przy trafieniu na 4-1. Wykorzystał brak czujności Sergiego Sampera i został nagrodzony świetną asystą. Fakt posiadania dwóch mocnych skrzydeł to zdecydowanie coś, czego w Szczecinie dosyć dawno nie czuliśmy.

Kto najbardziej zrehabilitował się za występ z Radomiakiem?

Linus Wahlqvist – niepewny w pojedynkach, zagubiony, przegrywający większość starć szybkościowych z ofensywą Radomiaka. Szwed w Radomiu wypadł bardzo kiepsko, natomiast z Motorem – pełna profesura. Jak nie radził sobie z groźnym skrzydłowymi Radomiaka, tak Mbaye Nadiaye został przez niego schowany do kieszeni.

Marian Huja – pomińmy już fakt zdobycia gola oraz asysty, które oczywiście należy docenić. Jego sama postawa w defensywie wyglądała dużo lepiej, niż w Radomiu. Wówczas miałem wrażenie, szczególnie na początku spotkania, że zżera go stres. Szczególnie było to widoczne przy wyprowadzaniu piłki, kiedy kilka razy zanotował niepewne podania. Jednak już w Szczecinie świetnie operował futbolówką, a starciach defensywnych był wręcz nie do przejścia.

José Pozo – w mojej opinii, najgorszy zawodnik na boisku w starciu w Radomiu. Praktycznie każda jego próba zagrania do przodu kończyła się stratą, a i tak tych prób sporo nie było. W skrócie – wyglądał wówczas tragicznie. W meczu z Motorem odkupił winy. Dobrze odnajdował się na boisku oraz miał świetny przegląd pola – szczególnie przy tym podaniu do Grosickiego, kiedy Kamil wyszedł prawie 1v1, ale jego strzał został zablokowany. Miał nawet szansę na trafienie, ale uderzył minimalnie obok słupka. W Radomiu najgorszy, wczoraj w Szczecinie jeden z lepszych.

Paul Mukairu – całkowicie niewidoczny w spotkaniu z Radomiakiem. Oprócz zmarnowanej dogodnej sytuacji, nie jestem w stanie sobie przypomnieć czegokolwiek, z czego go wówczas zapamiętałem. W meczu z Motorem był natomiast jednym z bardziej aktywnych zawodników na boisku. I tak jak wspomniałem – chociaż kilka razy podjął dziwne decyzje, to w ogólnym rozrachunku uważam jego występ za dobry. I będzie tylko lepiej, bo gołym okiem widać, że ma jeszcze sporo do zaoferowania. Póki co – niepewność? Brak zgrania? Ciężko stwierdzić, ale umiejętności zdecydowanie są i czekają, aby zostały użyte.