Już za niedługo Wisła Kraków rozpocznie swoją batalię o europejskie puchary! Jeszcze dzisiaj zmierzy się z kosowskim KF Llapi. Zanim jednak to nastąpi i mecz się rozpocznie zapraszam na wywiad Michalem Frydrychem – byłym piłkarzem „Białej Gwiazdy”, obecnie stoper czeskiego Banika Ostrawa, w którym Frydrych zaczynał karierę, a teraz poprowadził ich do pierwszych od 14 lat kwalifikacji do pucharów. Przed meczem zapraszam serdecznie do przeczytania rozmowy!
W lidze czeskiej debiutowałeś w 2010 roku, w barwach Banika Ostrawa, w którym obecnie ponownie grasz. Twoja pierwsza przygoda trwała 5 lat, zagrałeś ponad 150 meczów w drużynie z Ostrawy. Czy możemy uznawać ciebie za legendę Banika?
Myślę, że jeszcze nie, cały czas mam przed sobą sporo grania. Za mojego pierwszego pobytu, kiedy miałem 20 lat, mieliśmy sporo młodych zawodników. To były ciężkie czasy, w klubie działo się dużo złych rzeczy, nie było pieniędzy. Jako piłkarze byliśmy zadowoleni, że możemy grać, ale wiedzieliśmy, co działo się w biurach. W 2015 roku zdecydowałem się zrobić krok naprzód i zamienić Banik na Slavię Praga.
Zanim jednak poszedłeś do Slavii, tak jak powiedziałem wcześniej, grałeś w Baniku przez 5 lat, w latach 2010-2015, jednak nie udało ci się podnieść żadnego tytułu z zespołem z Ostrawy. Dlaczego? Oczywiście, ciężko się rywalizuje ze Spartą, Slavią czy Viktorią Pilzno, ale Banik to nie jest na tyle mały i nieznany klub, żeby nie mógł się stawić.
Przez te 5 lat mojego pierwszego pobytu w Baniku, tak jak powiedziałem, było naprawdę ciężko. Nie było pieniędzy, piłkarze nie dostawali wypłat, graliśmy jedynie o utrzymanie. O trofea było ciężko, właściwie tylko w 2010 roku do samego końca walczyliśmy o mistrzostwo. Wówczas zabrakło wygrania ostatniego meczu: pomimo prowadzenia 2:1 tylko zremisowaliśmy. Od 10 lat w Baniku jest nowy właściciel, od tamtego czasu nasz poziom zaczął iść do góry. W ostatnim sezonie zapewniliśmy sobie udział w kwalifikacjach do europejskich pucharów i cała Ostrawa jest z tego powodu zadowolona.
Wspomniałeś już o tym, że w 2015 roku zmieniłeś Banik na Slavię Praga. Jak oceniasz tamten ruch z perspektywy dnia dzisiejszego?
Z tego miejsca oceniam tą decyzję pozytywnie. Byłem młodym zawodnikiem i 5 lat grałem regularnie w lidze. W Baniku nie było już możliwości pójść do góry, więc czułem, że powinienem wykonać jakiś ruch naprzód. W tamtym czasie Slavia mocno się rozwijała. Drużyna była tam bardzo mocna, trzykrotnie zdobywaliśmy mistrzostwo, dwukrotnie krajowy puchar. Wygląda to wszystko bardzo dobrze.
W Slavii częściej zamiast jako stoper występowałeś na boku obrony, jako prawy obrońca. Uważasz, że pasowałeś do tej roli?
Już w Baniku zdarzało mi się grać na prawej obronie, więc ta pozycja nie była mi obca. W Slavii to już była od początku moja nominalna pozycja. Pewnie z 80% meczów w Slavii zagrałem na boku obrony. Czułem się tam bardzo dobrze, bo kochałem strzelać bramki, a jako prawy obrońca ma się do tego większe możliwości, niż jako środkowy. Trener też wiedział, co robi, bo mieliśmy bardzo wysoką drużynę i strzelaliśmy dużo bramek po stałych fragmentach. To też było naszym atutem w pierwszym sezonie, kiedy wygrywaliśmy mistrza.
W zespole „Zszywanych” grałeś głównie na boku, ale z krwi i kości byłeś stoperem. Dlaczego nie grałeś na środku obrony? Przez przegraną rywalizację, czy przez jakieś inne względy?
Tak jak wspomniałem, zdarzyło mi się grywać w Baniku na prawej obronie i wówczas grałem tam dlatego, że mieliśmy wielu środkowych obrońców i często nie miał kto grać na prawej stronie. W Slavii już było ciężko grać na środku, tym bardziej rywalizując z Simonem Deli czy Michaelem Ngadeu. Ja byłem zadowolony, że byłem na boisku, że grałem. Jak była możliwość to chciałem grać, czy to na środku, czy to na prawej obronie.
Podczas pobytu w Pradze miałeś okazję posmakować gry w europejskich pucharach. Jak bardzo Cię rozwinęła gra w Europie? Jak bardzo to wpływa na obecnego Michala Frydrycha?
Gra w europejskich rozgrywkach to jest marzenie każdego zawodnika. Dla mnie to był duży przywilej, że mogłem w takich meczach brać udział. Tutaj każdy błąd przeradzał się w bramkę dla rywali, trzeba było być jeszcze bardziej skoncentrowanym na dobrej grze, być odpowiednio przygotowanym do każdego pojedynku i zrobić wszystko najlepiej, jak się dało. Trzeba było dawać z siebie 110%, aby była możliwość wygrać mecz.
Chciałem zatrzymać się przy jednym z waszych sezonów w Lidze Europy, dokładniej to przy sezonie 2018/2019, kiedy to odpadliście dopiero w ćwierćfinale ulegając Chelsea, wcześniej eliminując m.in. Sevillę, a jak wiemy, pokonanie Sevilli w rozgrywkach Europa League do tej pory było praktycznie niewykonalne. Jak wspominasz tamte spotkania i jak je ocenisz? Czy nie dało się jeszcze coś ugrać w Londynie sprawiając kolejną niespodziankę?
Cały tamten sezon w Europie był bardzo mocny w naszym wykonaniu. Zagraliśmy dużo bardzo dobrych spotkań, w tym ten mecz z Sevillą, który na dobre zapisał się w historii Slavii. Wygraliśmy ten mecz w ostatniej minucie dogrywki, cały stadion zapłonął ze szczęścia i to jest też jeden z najlepszych momentów mojej kariery, ale też wszystkich zawodników, którzy w tym spotkaniu grali. Mecz z Chelsea natomiast wynikowo skończył się gorzej, to była zupełnie inna jakość. W meczu u siebie walczyliśmy, Chelsea piłkarsko była lepsza, dominowała, ale przez dlugi czas było 0:0, lecz przez jeden stały fragment i nasze złe zachowanie skończyło się ich zwycięstwem. Drugi mecz też nie był zły w naszym wykonaniu, wręcz był bardzo dobry, bo przegraliśmy 3:4, jednak o takim wyniku zaważyło też nasze złe wejście w mecz.
A czy te spotkania, zarówno z Sevillą, jak i z Chelsea, dały wam tzw. kopa? Czy po tych meczach czuliście się silniejsi? Jak to się przełożyło na następne miesiące?
Jak człowiek zobaczy, że może zagrać jak równy z równym przeciwko tak dobrym zawodnikom, to czuje się znacznie mocniejszy. Łapie się ciekawe doświadczenia, które pomagają zarówno z gorszymi, jak i z przeciwnikami z podobnego pułapu, poprawić wynik. Wiara w swoje umiejętności idzie znacznie do góry.
Chciałem teraz spytać ciebie o przygodę Slavii w Lidze Mistrzów. Gorzej w grupie trafić się chyba nie dało – wylosowano was wraz z FC Barceloną, Interem Mediolan oraz Borussią Dortmund. Zdobyliście 2 punkty, z czego jeden na Camp Nou. Ty w tamtym meczu grałeś od początku, do końca. Jak wspominasz tamto spotkanie? Jak ciężko było upilnować Messiego czy Suareza?
To był dla mnie pierwszy raz w życiu, kiedy mogłem zagrać w Lidze Mistrzów. Byłem podekscytowany, że akurat mój debiut w tych rozgrywkach przypadł na mecz rozgrywany na Camp Nou. Każdy chce zagrać takie mecze, jak ten, przeciwko Barcelonie, przeciwko Messiemu. Ten mecz był w naszym wykonaniu bardzo dobry. Skończyło się 0:0, gdzie to bodaj był pierwszy od 10 lat taki mecz, gdzie Barcelona nie strzeliła gola przed własną publicznością. Nikt się takiego wyniku nie spodziewał. Pokazaliśmy, że mamy team spirit, drużyna mocno pracowała na taki wynik w tym spotkaniu. Co prawda Barcelona miała swoje szanse, dobrze bronił nasz bramkarz, cała obrona wyglądała dobrze. Zapamiętam ten mecz do końca życia.
Zaledwie rok po meczu z Barceloną grałeś już w Ekstraklasie. Zamieniłeś Slavię na Wisłę Kraków. Dlaczego wybór padł akurat na zespół „Białej Gwiazdy”?
W Slavii byłem już 5 lat, z czego ostatni rok, dwa nie byłem już podstawowym graczem. Chciałem więcej czasu spędzać na boisku, grać ważniejszą rolę w zespole, więc postanowiłem zmienić klub. Miałem różne oferty, było ich kilka, ale zdecydowałem się na Wisłę. W tamtych czasach był COVID, ja miałem małą córkę, więc z żoną uzgodniliśmy, że najlepiej będzie, jak pójdę do Wisły. Z Krakowa do Czech tak daleko nie jest, jakby coś się działo to żona z córką mogli pojechać do domu, a ja bym został w Polsce. Wisła jest klubem z dużą, bogatą historią, a do tego też bardzo dobrych kibiców. Zawsze chciałem grać w zespołach, który ma dużo fanów, bo kiedy jest inaczej to nie odczuwa się do końca tego, że gra się w piłkę. Lepiej się gra i lepiej się czuje mając wsparcie ze strony kibiców.
W Wiśle grałeś dwa lata, opuściłeś ledwie 6 spotkań, wręcz można rzec, że byłeś jednym z lepszych piłkarzy zespołu z Krakowa w tamtym okresie. Jak ocenisz piłkarsko swój pobyt w „Białej Gwieździe”?
Ze swojego pobytu w Krakowie jestem zadowolony. Zawsze robiłem wszystko, żeby ten klub szedł do góry. Idąc do Wisły otrzymałem od zarządu deklarację, że cały klub będzie walczył w niedalekiej przyszłości o najwyższe cele, zespół miał się liczyć w walce o mistrza. Dlatego zdecydowałem się też na grę w Wiśle.
Z tą walką o najwyższe cele było różnie, ponieważ w sezonie 2021/2022 spadliście z Ekstraklasy. Jaki był powód tego, że Wisła wówczas pożegnała się z ligą?
To był najtrudniejszy moment w mojej karierze. To była moja największa porażka. Nie czułem się z tym dobrze, miałem sporo nieprzespanych nocy. Gdybym wiedział, dlaczego spadliśmy, to pewnie do tego w ogóle by nie doszło. Ja robiłem wszystko, co potrafiłem najlepiej. W tej piłce niekiedy tak jest. Mieliśmy jeszcze szanse dwie kolejki przed końcem, wystarczyło wygrać w Radomiu z Radomiakiem, prowadziliśmy, szybko dostaliśmy trzy bramki i już było wiadomo, że spadamy. To był najtrudniejszy moment dla mnie, myślałem wtedy nawet o zakończeniu kariery.
Wracając do pozytywów, w Wiśle miałeś okazję poznać i dzielić szatnię z Kubą Błaszczykowskim, którego zapewne w Czechach też wiele osób kojarzyło. Co możesz o nim powiedzieć, zarówno jako o człowieku, jak i o piłkarzu?
To też był jeden z powodów, dla którego do Wisły dołączyłem. Zawsze człowiek może się uczyć od innych, w szczególności takich profesjonalistów, jak Kuba. Jestem zadowolony z tego, że go poznałem, na boisku robiłem wszystko tak, aby Kuba czuł się na nim jak najlepiej, chociaż jemu zdrowie nie pomagało i na tym cierpiał też cały zespół. Kiedy jednego dnia złapał na treningu kontuzje kolana to dotknęło to cały zespół. Kuba był ogromnym profesjonalistą i świetnym człowiekiem. Miałem okazję mieszkać koło jego, poznałem całą jego rodzinę, to są naprawdę świetni ludzie!
Chciałem ciebie spytać jeszcze o obecną Wisłę, która dalej nie potrafi otrząsnąć się po spadku i wziąć się w garść, notorycznie przegrywając walkę o powrót do Ekstraklasy, nawet pomimo wygrania Pucharu Polski w tej części Krakowa zbyt wesoło nie jest. Czy jesteś na bieżąco z choćby wynikami Wisły? Spodziewasz się, że oni wkrótce do tej Ekstraklasy wrócą?
Jak jest możliwość to staram się oglądać mecze. Sporo spotkań w koszulce Wisły zagrałem, kocham ten klub. Był ostatnio lepszy okres, okraszony wygraniem Pucharu Polski, więc liczyłem, że uda im się awansować. Niestety się to nie udało. Mam nadzieję, że Wisła odpowiednio się przygotuje i wróci do Ekstraklasy. Ten klub zasługuje na granie na najwyższym poziomie.
Po spadku z Wisłą postanowiłeś wrócić do Banika, najprawdopodobniej na ostatnie lata kariery. Jak długo będziemy mogli jeszcze oglądać ciebie w roli piłkarza?
Czuję się bardzo dobrze, więc jeszcze będę grał. Rok temu miałem poważną kontuzję, miałem operowane kolano, to też był dla mnie bardzo trudny moment, ale już jest wszystko okej. Zagrałem kilka dobrych spotkań w końcówce sezonu i wywalczyliśmy możliwość gry w kwalifikacjach do europejskich pucharów. Jestem bardzo dumny z tego, że dołożyłem swoją cegiełkę do powrotu Banika do Europy po 14-stu latach. Teraz zrobimy wszystko, by klub się rozwijał i szedł do góry. Chcemy sprawić mieszkańcom Ostrawy sporo radości.
A jakie cele postawiliście sobie na nowy sezon? Czego możemy oczekiwać po Baniku w nowych rozgrywkach? Czy będziemy mogli zobaczyć was w fazie ligowej pucharów?
W ostatnim sezonie miała miejsce duża przemiana w drużynie. Odeszli starsi zawodnicy, Banik kupił wielu młodych piłkarzy. Nikt w klubie też się nie spodziewał, że będziemy tak wysoko i zagramy w pucharach. Teraz wielu chłopaków będzie czuło się lepiej w Ostrawie, bo to będzie ich drugi sezon w Baniku. Mieliśmy dużo meczów u siebie, które były przegrane i myślę, że teraz mamy okazję pokazać jeszcze większą jakość. Czuję, że mamy jej na tyle, aby powalczyć o trzecie miejsce w lidze. Slavia i Sparta to w Czechach jest obecnie inny level, dużo pieniędzy zarobili dzięki grze w Europie, mają mocne drużyny. Mam nadzieję, że i przeciwko nim zagramy dobre mecze, choć na wyjeździe będzie nam o dobry wynik naprawdę bardzo trudno. Zrobimy wszystko, aby być jak najwyżej, aby spróbować zrobić jakąś niespodziankę. Banik ma wszelkie możliwości na walkę z każdym w lidze czeskiej.
Jeszcze na samo zakończenie chciałem ciebie spytać o to, co planujesz robić po karierze? Czy pojawiła się w twojej głowie myśl, aby zostać trenerem? A jeżeli nie, to co masz zamiar robić po zawieszeniu butów na kołek?
Kiedy byłem kontuzjowany przez ostatni rok miałem sporo czasu, aby rozmyślać nad takimi sprawami. Tak szczerze czuję, że ta trenerska kariera mogłaby być dla mnie. Miałem możliwość współpracy z wieloma trenerami w całej mojej dotychczasowej karierze, więc od każdego po trochu mógłbym brać dla siebie i tworzyć swój własny styl pracy. Myślę, że jeszcze kiedyś zobaczycie mnie jako trenera, może nawet zobaczycie mnie w Polsce.
A z przymrużeniem oka spytam, czy istnieje możliwość, aby zobaczyć ciebie jako trenera Wisły?
Może by było to trochę trudne, kiedy spadliśmy to nie zostałem w klubie i nie wiem, co kibice myślą obecnie o mojej osobie, czy wypowiadają się o mnie dobrze. Chciałbym jeszcze Wiśle pomóc, ale do tego jeszcze jest długa droga, cały czas gram w piłkę. Skupiam się na tym, by być mocnym na boisku, a co się wydarzy po karierze ze mną to zobaczymy.