Kącik Motoru Lublin #2: Okienko transferowe

Za nami okienko transferowe w Polsce. Jak co pół roku kibice śledzili je z nadzieją na wzmocnienia ich ukochanej drużyny. Jeśli chodzi o PKO BP Ekstraklasę zazwyczaj najwięcej uwagi przyciągają drużyny walczące o mistrzostwo Polski i beniaminkowie. Dzisiaj przyjrzymy się przedstawicielowi tej drugiej grupy – Motorowi Lublin.

Przypomnijmy, że lublinianie do najwyższej klasy rozgrywkowej awansowali po barażach, w których pokonali Górnik Łęczna (w półfinale) i Arkę Gdynia (finał). Patrząc na kadrę drużyny od razu stało się jasne, iż potrzebuje ona przebudowy, solidnych wzmocnień (niezależnie od klasy rozgrywkowej, w której by zagrała) na wielu pozycjach. Trener Mateusz Stolarski wielokrotnie powtarzał: „Motor nie ma najlepszych indywidualności w lidze, ale ma najlepszą drużynę.” Siłą kolektywu, dyscypliną taktyczną, odpowiedzialnością za drużynę jego podopieczni wjechali do Ekstraklasy. Aby podobnie mogło to funkcjonować w jej realiach pojawiła się potrzeba podniesienia jakości. W tym celu do klubu na stanowisko dyrektora sportowego został sprowadzony Michał Wlaźlik, który odpowiada m.in. za transfery. Zgodnie ze słowami dyrektora Motor miał działać: „Krok po kroku. Mądrze. Spokojnie. Skutecznie.” Czy faktycznie tak było, jak poszło beniaminkowi prześledzimy pozycja po pozycji.

BRAMKARZ

Konieczność wzmocnienia „w klatce” była oczywista już kilka miesięcy temu, gdy sezon 2023/2024 był w pełni. Łukasz Budziłek i Kacper Rosa przez większość poprzedniej kampanii nie dawali odpowiedniej jakości, pewności. Ten pierwszy miał za sobą kapitalny sezon w 2. Lidze, kiedy walnie przyczynił się do awansu i świetny początek w 1. Lidze. Jednak im dalej w las, tym było słabiej, pojawiało się coraz więcej błędów. Do bramki wskoczył Rosa i oprócz 2 spotkań nie oddał już miejsca w bramce. W większości meczów prezentował się przeciętnie, popełniał błędy, ale w decydującej fazie sezonu wskoczył na wysoki poziom (m.in. w półfinale baraży, kiedy obronił decydujący rzut karny). Wobec tych faktów w Lublinie zdecydowano o konieczności sprowadzenia nowego golkipera. Tym został 29-letni Chorwat Ivan Brkić, który przyszedł z azerskiego Neftchi Baku.

Od początku swojej przygody prezentuje się dobrze i został „jedynką”. Po debiucie w 1. kolejce z Rakowem Częstochowa został wybrany do „11” kolejki przez Canal+ Sport. Patrząc statystycznie: 6 meczów, 75% celności podań, 3 czyste konta (3. miejsce w lidze), 8 straconych goli, 1 obroniony rzut karny, 19 obronionych strzałów (7. msc), 70% celnych strzałów obronionych. Wyraźnie widać, że wniósł odpowiednią jakość, co prawda w meczu z Legią wpuścił 5 goli, ale w poprzednich 5 spotkaniach tylko 3. Wcześniej oprócz jakości Motorowi brakowało także spokoju w bramce i to również dał Brkić. Niezależnie od sytuacji emanuje on dużym opanowaniem.

Inni kandydaci (m.in.):

• Bartosz Białkowski – koniec kariery
• Dante Stipica (Pogoń Szczecin) – finalnie klub zdecydował się na Brkicia
• Adam Jakubech (obecnie bez klubu, wcześniej LOSC Lille) – był nawet testowany, ale słabo wypadł.

ŚRODKOWY OBROŃCA

W lecie nie przedłużono kontraktu z Przemysławem Szarkiem. W kadrze zespołu zostało 3 stoperów: Arkadiusz Najemski, Kamil Kruk i Sebastian Rudol. Tak więc potrzeba było wzmocnienia ilościowego „na sztukę”, jak i podnoszącego jakość. O ile Najemski miał za sobą bardzo dobre rozgrywki to Kruk i Rudol byli przeciętni na pierwszoligowym poziomie. A wiadomo, że Ekstraklasa to zdecydowanie większe wymagania. Tak więc do klubu finalnie trafił Marek Bartoš, 27-letni Słowak z tamtejszej Podbrezovej.

Wydawało się, że wskoczy do „podstawy” już w pierwszym meczu. Najemski dochodził do siebie po tym jak cały zeszły sezon grał z urazem, natomiast Kruk i Rudol wcześniej grali przeciętnie. Tak się jednak nie stało, trener Stolarski postawił na duet stoperów Kruk&Rudol, który doskonale znał już założenia modelu gry Motoru. Bartoš wszedł na boisko pod koniec pierwszej połowy, kiedy zmienił kontuzjowanego Kruka. Uraz byłego stopera Zagłębia Lubin okazał się poważny, więc Słowak wskoczył do wyjściowego składu na 2 następne spotkania. Potem przed spotkaniem z GKS-em Katowice z niego wypadł. Do pełni zdrowia wrócił Najemski, który jest niekwestionowanym liderem defensywy lublinian, a Rudol prezentuje się dobrze, przeżywa swoją „drugą młodość”. Nowy zawodnik po prostu przegrał rywalizację. Statystyki prezentują się następująco: 5 meczów (2x podstawa, 3x ławka), 234 minuty, 2 czyste konta, 1 żółta kartka, 87% celności podań, 1.8 odzyskanej piłki/mecz, 2 wybicia/mecz, 62% wygranych pojedynków (63% na ziemi, 62% w powietrzu), 4 straty posiadania/mecz. W oczy rzuca się duża celność podań – przed transferem sporo mówiło się o jego dobrym wyprowadzeniu. Gdy gra prezentuje się solidnie. Jego mankamentem jest brak pewności, zdecydowania czy iść do końca za napastnikiem czy trochę go wyczekać. Ostatnio został powołany do szerokiej kadry reprezentacji Słowacji na mecze Ligi Narodów, trafił na listę rezerwową.

Z racji na poważną kontuzję Kamila Kruka rozglądano się jeszcze za kolejnym wzmocnieniem na tę pozycję, ale na ten moment nic ze starań nie wyszło. Może się to jednak zmienić w najbliższych dniach. Testowany był 20-letni Miłosz Lewandowski z Miedzi Legnica i prawdopodobnie (negocjacje trwają) wkrótce podpisze kontrakt. Będzie on najprawdopodobniej trenował z pierwszą drużyną, a grał w rezerwach.

Inni kandydaci (m.in.):

• Damian Michalski (Greuther Fürth) – oferta przez niemiecki klub zaakceptowana, brak porozumienia z zawodnikiem odnośnie pensji + niekoniecznie chciał on wracać do Polski
• Patryk Peda (Palermo FC) – brak porozumienia, wypożyczenie z opcją wykupu
• Dominik Oroz (Krylja Sowietow Samara) – wolny transfer, zawodnik wybrał jednak ofertę rosyjskiego klubu.

DEFENSYWNY POMOCNIK

W poprzednim sezonie na tej pozycji występowało 3 zawodników: Mathieu Scalet, Marcel Gąsior i Jakub Lis. Ostatni z nich wrócił po okresie wypożyczenia do macierzystego klubu (Pogoń Szczecin), pozostała dwójka nadal jest w kadrze. Teoretycznie liczbowo może nie było potrzeby wzmocnienia, ale w praktyce już tak, bo Gąsior to piłkarz dość kontuzjogenny, dlatego też przegapił część przygotowań. Zdecydowano również, że choć Scalet i „Menio” prezentowali się w sezonie 23/24 przeciętnie, bądź solidnie to trzeba podnieść jakość na pozycji numer „6”.

Priorytetem na tę pozycję był Michał Kaput. Negocjacje z Piastem Gliwice trwały kilka tygodni i nie były łatwe. Dyrektor Wlaźlik przez kilka części swojej serii wpisów „Gdzie som transfery” pisał o temacie wymarzonej „6”, że negocjacje trwają albo są w zawieszeniu. Jak w końcu udało się dogadać to… Motor z Kaputa zrezygnował. Okazało się bowiem, że na tamtym etapie nie był on odpowiednio przygotowany, nie był w pełni sprawny fizycznie. Miesiąc później został zawodnikiem Radomiaka Radom.

Ruszono więc dalej i zaczęto równoległe negocjacje z dwoma Hiszpanami. Jednym z nich był Sergi Samper (wychowanek Barcelony, były gracz Vissel Kobe i FC Andorra) i to on finalnie trafił do stolicy województwa lubelskiego. Negocjacje trwały chwilę, jak mówił sam Wlaźlik „czuć było chemię”.

Trzeba sobie powiedzieć, że jest to głośne nazwisko… ale i transfer obarczony sporym ryzykiem. Ile to już znanych nazwisk przyjechało do Polski tylko „odcinać kupony”. Dodatkowo Hiszpan w ciągu ostatniego pół roku przed transferem rozegrał tylko 10 minut. Wiele wskazuje na to, że to nie ten przypadek „odcinacza”. Oczywiście na początku Samper miał sporo do nadrobienia z racji na brak minut w ostatnim półroczu i tego, że trenował przez część lata indywidualnie (a to jednak zupełnie co innego niż treningi drużynowe). Miał też sporo do nauki jeśli chodzi o taktykę, bo w Motorze jest bardzo dużo zasad funkcjonowania i Sergi do tej pory nie funkcjonował w takim systemie. Defensywny pomocnik to też specyficzna pozycja w tym modelu gry np. staje się trzecim (środkowym) stoperem w fazie obrony niskiej, szczególnie obron pola karnego. Z tygodnia na tydzień wyglądało to coraz lepiej, Hiszpan łapał automatyzmy. W końcu znalazł się w kadrze meczowej na mecz z Puszczą, a miesiąc po podpisaniu kontraktu zadebiutował w meczu z Legią, zmieniając w przerwie Mathieu Scaleta. W związku z małą ilością minut nie można o nim wiele napisać, jeśli chodzi o warunki meczowe. Natomiast w treningu wygląda dobrze. Widać jakość czysto piłkarską, wizję gry, czy jej rozumienie, fizycznie także jest w porządku.

Inni kandydaci (m.in.):

• Oriol Busquets (FC Arouca) – wybrano Sampera
• Christian Rivera (bez klubu) – wybrano Sampera

ŚRODKOWY POMOCNIK

W zeszłym sezonie Bartosz Wolski zdobył 16 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej – 8 goli + 8 asyst. Wszystkie inne nominalne „8” wzięte pod uwagę razem zdobyły tych punktów 4 (3 gole + 1 asysta), czyli 4 razy mniej niż sam Wolski. Przeciętna dyspozycja zawodników grających na drugiej „8” sprawiała, że dość często na tę pozycję w trakcie spotkań był przesuwany Piotr Ceglarz i w drugiej fazie sezonu zmieniono pozycję Kacprowi Wełniakowi, który z napastnika stał się właśnie środkowym pomocnikiem. Jeśli zbierzemy to wszystko do kupy staje się jasna potrzeba dużej przebudowy, wzmocnień na tej pozycji. Oczywiście nie umknęło to uwadze osobom decyzyjnym w Motorze.

Rozpoczęto więc działania mające na celu wzmocnienie tej pozycji i ostatecznie na Arenę Lublin zawitało 3 zawodników mogących grać na „8”. Pierwszym z nich został Krzysztof Kubica, który wrócił do Polski po nieudanym podboju Włoch. Został sprowadzony na zasadzie wypożyczenia z opcją wykupu.

Jak nie trudno się domyślić wszyscy spodziewali się, że będzie on dużym wzmocnieniem beniaminka. W końcu nie tak dawno wyjeżdżał z ojczyzny po kapitalnym sezonie okraszonym 9 golami i 3 asystami. W pamięci można mieć jego bardzo dobrą grę głową, wybieganie, czy niezły strzał z dystansu. Do tego świetne warunki fizyczne. Czy mogliśmy zobaczyć to już w Lublinie? Jeszcze nie. Do tej pory Krzysztof prezentował się co najwyżej przeciętnie, poniżej oczekiwań. Widać po nim, że nie złapał jeszcze odpowiedniej płynności, swobody w grze. Najmocniej było to widać w debiucie przeciwko Rakowowi, kiedy sam na konferencji prasowej przyznawał, że nie był to dobry mecz w jego wykonaniu, nie ustawiał się odpowiednio w fazie wyprowadzenia piłki. Przegrywa też bardzo dużo pojedynków. Z meczu na mecz jest powoli coraz lepiej, ale od takiego zawodnika można wymagać zdecydowanie więcej. Podsumowanie jego dyspozycji w statystykach: 4 mecze (3x podstawa, 1x ławka), 178 minut, 4/4 strzały niecelne (3 spoza pola karnego), 1 duża szansa wykreowana, 2 kluczowe podania, 66% celności podań, 1.5 odzyskanej piłki na mecz, 37% wygranych pojedynków (38% powietrze, 33% ziemia), 8.3 straty/mecz

Drugi zawodnik, który zawitał do Koziego Grodu to Senegalczyk Christopher Simon, który związał się z lubelskim klubem 2-letni kontrakt z opcją przedłużenia o rok.

24-latek przeniósł się do Polski z Generation Foot (Senegal), czyli klubu partnerskiego francuskiego FC Metz na zasadzie transferu definitywnego. Zanim do tego doszło był testowany przez kilka tygodni, aby dokładnie mu się przyjrzeć. Swoją postawą na treningach oraz w sparingach przekonał sztab, że warto dać mu szansę. Jest to zawodnik z dobrą techniką, luzem i swobodą oraz niezłą wizją gry. Nie można wiele powiedzieć o jego dyspozycji w warunkach ligowych, ponieważ otrzymał do tej pory 38 minut, przegrywając rywalizację. Lepiej wygląda w treningach i ostatnio sparingu z Pogonią Siedlce (w trakcie przerwy reprezentacyjnej, 2:0), kiedy zanotował nawet 2 asysty. Trzeba też dodać, że musiał się on zaadaptować, liga senegalska nie jest tak wymagająca pod względem intensywności, czy taktyki. Na jego przyjściu zyskał też rodak Jacques Mbaye Ndiaye, który ma w drużynie kogoś z kim ma np. wspólną kulturę i wyraźnie odżył, stał się bardziej otwarty. Owa adaptacja Simona przebiega coraz lepiej i ostatnio mocno daje on do myślenia sztabowi szkoleniowemu w kontekście kadry meczowej na najbliższy mecz.

Ostatnim piłkarzem sprowadzonym do środka pola jest Kaan Caliskaner. Kibice śledzący Ekstraklasę mogli go już oglądać w rundzie wiosennej poprzedniego sezonu w barwach mistrza Polski – Jagielloni Białystok.

Niemiec został kupiony przez Motor z Eintrachtu Brunszwik i podpisał umowę na rok z opcją przedłużenia o kolejny. W „Jadze” występował raczej w pierwszej linii, ale do Lublina trafił właśnie na pozycję w środku pola z możliwością występów również na skrzydle i jako fałszywy napastnik. Choć na Podlasiu nie wywalczył sobie miejsca w wyjściowej jedenastce to można było zauważyć, że ma zmysł do gry kombinacyjnej. Do tego z racji występów na „9” ma naturalny ciąg na bramkę rywala, co Motor chce skrzętnie wykorzystać. Póki co idzie to średnio, bo o ile Caliskaner fajnie wygląda właśnie jeśli chodzi o grę kombinacyjną, wychodzenie spod pressingu, to nie dał jeszcze żadnych konkretów liczbowych i ma problemy z decyzyjnością w trzeciej tercji. W tym przypadku można zauważyć jednak widoki na poprawę. Tradycyjnie już ujęcie statystyczne: 6 meczów (3x podstwa, 3x ławka), 322 minuty, 71% celności podań (64% na połowie rywala), 3 kluczowe podania, 2.8 odzyskanej piłki/mecz, 43% skuteczności dryblingu, 45% wygranych pojedynków (49% ziemia, 25% powietrze), 7.5 straty posiadania na mecz, 1 nieuznany gol z Koroną.

Przypomnijmy jeszcze, że beniaminek Ekstraklasy starał się o innych zawodników m.in. Marcina Cebulę, który w ostatniej chwili wybrał Śląsk Wrocław.

LEWY SKRZYDŁOWY

Pierwsza z pozycji, na której nie udało się wzmocnić w tym okienku transferowym. Stan na dzisiaj jest taki, że Motor ma 3 skrzydłowych, w tym dwóch, którzy lepiej czują się na prawej stronie. Jedynym lewym skrzydłowym w kadrze jest wicekapitan Piotr Ceglarz. Już liczbowo nie wygląda to dobrze, a do tego dochodzi „obraz”, czyli sytuacja na boisku. Ceglarz jest traktowany jak kluczowy zawodnik, jeden z liderów zespołu. Z tymże w 2. i 1. Lidze był wyróżniającym się zawodnikiem całej ligi, a w Ekstraklasie jest jednym z wielu i prezentuje się co najwyżej przeciętnie. Żeby nie być gołosłownym statystyki: 64% celności podań (70% na swojej połowie, 54% na połowie przeciwnika), 0 wykreowanych dużych szans, 2 kluczowe podania, 51% wygranych pojedynków (50% ziemia, 67% powietrze), 43% udanych dryblingów. Piotrowi trzeba oddać, że jest najlepszym strzelcem drużyny – 2 gole (1 z rzutu karnego). Dochodzi do tego częsty problem z decyzyjnością i ostatnim podaniem. Choć jest w czołówce ligi pod względem kontaktów w polu karnym to nie przekłada to się na konkrety. Nie chodzi tu o przesadną krytykę zawodnika, a zwykłe ukazanie jak to wygląda. Gołym okiem widać, że podopiecznym trenera Stolarskiego brakuje na lewej ofensywnej flance zawodnika liczbowo i trochę jakościowo. Co prawda przesuwany na skrzydło w treningach jest Patryk Romanowski i nawet zmienił Ceglarza w meczu z Puszczą, ale nie jest to jego nominalna pozycja.

Czy zatem Motor starał się o pozyskanie kogoś? Oczywiście, że tak. Ludzie odpowiadający na transfery nie są ślepi. Tyle, że ostatecznie nic z tych starań nie wyszło. Jednym z głównych kandydatów był Sergiy Krykun. Dynamiczny skrzydłowy świetnie znany kibicom z występów w Piaście Gliwice i przede wszystkim Górniku Łęczna. To na Lubelszczyźnie prezentował się najlepiej w swojej karierze, więc byłby to powrót w rejony, gdzie ma „sprzyjające” powietrze. Finalnie jednak do tego nie doszło, ponieważ Ukrainiec z polskim obywatelstwem nie dogadał się z lubelskim klubem na płaszczyźnie finansowej. Po kilku tygodniach Motor chciał wrócić do negocjacji, ale było za późno. Ostatecznie Krykun trafił na wypożyczenie do Stali Mielec.

Drugim głównym celem był Tomasz Wójtowicz. Przez długi czas wydawało się, że młody Polak dołączy do Jagielloni Białystok. Jednak finalnie do tego nie doszło, bo mistrza Polski odstraszyły wymagania finansowe agencji menadżerskiej zawodnika. W międzyczasie do gry weszło 2 beniaminków: Lechia Gdańsk i właśnie Motor. Walkę o piłkarza wygrał klub z Trójmiasta, kusząc go m.in. większymi zarobkami i to tam swoją karierę będzie kontynuował Wójtowicz.

W środowisku piłkarskim pojawiła się jeszcze informacja, że Motor był poważnie zainteresowany Jakubem Myszorem, który kilka dni temu został wypożyczony z Rakowa Częstochowa do Ruchu Chorzów. Przypomnijmy również, że testowany był Kamil Orlik, ale nie zdecydowano się na podpisanie go. Teraz testowany jest 24-letni Holender Bradly van Hoeven.

Okno transferowe się zamknęło i nowego skrzydłowego brak, a jest potrzebny zawodnik zarówno „na sztukę” i jakościowy, który podejmie realną rywalizację z Ceglarzem.

NAPASTNIK

Druga z pozycji, na którą nie udało się nikogo pozyskać. Nie była może priorytetem nr 1 na początku okienka, ale im dalej w las, tym bardziej stawało się jasne, że potrzeba podniesienia jakości na „9”. Podstawowym napastnikiem jest Samuel Mraz, który w 6 meczach strzelił 1 gola i przez większość minut nie wyglądał dobrze. Z 8 klarownych sytuacji jakie miał wykorzystał tylko 1. Możemy do tego dodać 31% wygranych pojedynków (19% ziemia, 41% powietrze), co jest słabym wynikiem. Zmiennikiem Mraza jest Kacper Wełniak, choć nie wiadomo czy jest to dobre określenie, bo chodzi w nim o zmiany. Tymczasem Kacper dostał tylko 23 minuty na placu gry. Wywalczył w tym czasie rzut karny w meczu z Koroną. Wydaje się, że Wełniak to mimo potencjału nie jest odpowiednia jakość na tu i teraz. W 2. Lidze był czołowym napastnikiem, w 1. już jednym z wielu (dodatkowo w późniejszej fazie przesunięty na „8”), a przecież Ekstraklasa ma najwyższy poziom. Z kolei dla Caliskanera docelowym miejscem jest środek pola. Na „9” zagrał tylko 30 minut w meczu z Rakowem (zmienił Mraza) i kilkanaście minut z Koroną. Sztab szkoleniowy nie szuka problemów, lecz rozwiązań i to sprawiło, że ostatnio zaczął tam grać Christopher Simon, który był sprowadzany jako „8”, ewentualnie „6”. W Senegalu grał z przodu, ale raczej nie w roli napastnika, a skrzydłowego. W meczu z Legią dostał 26 minut i wyglądał na trochę zagubionego. Również w sparingu z Pogonią Siedlce w drugiej połowie wystąpił w ataku.

Widać zatem potrzebę solidnego wzmocnienia na tej pozycji. Motor długo się o to starał, ale ponownie nic z tego nie wyszło, podobnie jak w przypadku skrzydłowego. A kandydatów było sporo. Jednym z nich był 23-letni Serb Nikola Štulić (Royal Charleroi SC), który w końcówce okresu transferowego został określony przez dyrektora Wlaźlika jako cel nr 1. Jak już wiemy tego celu nie udało się zrealizować. O jednym z powodów dlaczego będzie więcej w podsumowaniu.

Testowany był Aaron Seydel 28-letni Niemiec, oczywiście z przeszłością w dwóch najwyższych klasach rozgrywkowych kraju sąsiadującego z Polską. Jednak kontraktu nie podpisał. Ostatnio na horyzoncie pojawił się świetnie znany kibicom na Lubelszczyźnie Jarosław Niezgoda. Urodzony w Poniatowej napastnik od lipca pozostaje bez klubu, po tym jak rozstał się z amerykańskim Portland Timbers. Na pewno wszyscy mają w pamięci jego przeszłość związaną z kontuzjami. 29-latek pojawił się nawet na testach, ale podobno nie jest w 100% zdrowy.

Czy zatem było „Mądrze. Spokojnie. Skutecznie”?

Nie da się na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć. Z jednej strony tak, z drugiej jednak nie. Są zarówno argumenty za, jak i przeciw. Mądrze, bo np:
– dobrze określono potrzeby zespołu
– ściągnięto zawodników pod określone profile pozycyjne i model gry
– nowi gracze pasują mentalnie do zespołu
– zachowano trzon drużyny
– nie stworzono kominów płacowych np. Samper ma kontrakt skonstruowany tak, że znaczną część wynagrodzenia może podnieść z boiska, jeśli będzie grał. Jego zarobki w znacznym stopniu zależą od rozegranych minut

Spokojnie, bo np:
– nie rzucono się na hurra (na fali radości) po awansie
– nie postawiono na szybkie, byle jakie wzmocnienia, lecz na jakość
– negocjowano cierpliwie, żeby nie przepłacać
– gdy trzeba było chwilę zaczekać na danego gracza to robiono to (np. Kubica)

Z drugiej strony nie wzmocniono się na dwóch pozycjach. Jak sam przyznał na konferencji prasowej przed meczem z Górnikiem Zabrze trener Mateusz Stolarski: „Nie wszystkie cele zostały zrealizowane.” Skoro tak to nie można z całą pewnością stwierdzić, że było skutecznie. No i mądrze też nie, a może i było za spokojnie. Tutaj do gry wchodzi także osoba Zbigniewa Jakubasa, czyli prezesa i głównego akcjonariusza klubu. Można zrozumieć, że nie udało się w pierwszej fazie okna ściągnąć wszystkich zawodników, ponieważ nie da się mieć wielu celów naraz i wszystkich zrealizować. Natomiast na końcową fazę okresu transferowego były wyznaczone 3 cele: skrzydłowy, napastnik i środkowy obrońca. Właśnie tych dwóch pierwszych pozycji, o czym było wcześniej już wspomniane, nie udało się wzmocnić, a trzeciej uzupełnić. Mocno wpływa to na ocenę.

Co do tego ma Jakubas? W dużej to na nim ciąży odpowiedzialność za to, jak to wyglądało w ostatnich 2-3 tygodniach. Prezes postanowił, że nie przeznaczy już więcej pieniędzy na wzmocnienia, proponowani zawodnicy nie spełniali jego oczekiwań. Mimo prób ze strony sztabu, czy dyrektora sportowego pozostał nieugięty do samego końca. Dlatego właśnie do klubu nie trafił m.in Nikola Štulić, czyli kandydat do podniesienia jakości w ataku.
W wypowiedziach przed sezonem sam Jakubas mówił, że chce powalczyć o pozycję w środku tabeli, może trochę wyżej. Swoimi działaniami w ciągu ostatnich tygodni może tego nie, nie umożliwił, ale na pewno nie pomógł i w znaczącym stopniu utrudnił walkę Motorowi o cele, o których sam wspominał. Czy są to działania mądre i skuteczne? Można mieć co do tego, łagodnie mówiąc, przynajmniej poważne wątpliwości. Z drugiej strony można powiedzieć, że odpowiedzialność się rozkłada, bo dyrektor nie zdołał przekonać prezesa, a przecież od tego jest.

Innym zagadnieniem jest spokój. Być może w pewnym momencie zrobiło się za spokojnie i trzeba było mocniej przycisnąć. W końcu Motor ostatniego transferu dokonał 1 sierpnia, czyli nieco ponad miesiąc przed zamknięciem okna transferowego. Nie spieszono się za wszelką cenę, bo uznano, że jest wystarczająco dużo czasu. Oczywiście nikt nie mógł przewidzieć późniejszego zachowania Zbigniewa Jakubasa, pewnie nawet on sam. Jedne negocjacje się przedłużały, inne nie udawały i tak to się ciągnęło. Aż w końcu było za późno.
Może właśnie wcześniej trzeba było mocniej przycisnąć. Na myśl przychodzi tu przykład Krykuna, z którym rozbieżności finansowe nie były tak duże, żeby się nie dogadać. Gdyby trochę bardziej nacisnąć to mogłoby się udać.

Finał tego wszystkiego jest taki, że kadra Motoru nie jest w 100% zamknięta, gotowa. Mądrze było w pewnym stopniu. Spokojnie było, ale może aż za bardzo. Skutecznie w pełni na pewno nie. Sztab i piłkarze oczywiście nie składają dłoni Mateusz Stolarski na ostatniej konferencji mówił: „Ja jestem trenerem i jak zwykle ta drużyna to wszystko ogarnie. Weźmiemy to na siebie i będziemy pracowali z kadrą, którą mamy. Wierzę w zawodników, których mam. Zaadaptujemy się do liczby zawodników, którą mamy i będziemy pracować, żeby zdobywać punkty w każdym kolejnym spotkaniu.”
Oczywiście można jeszcze ściągać zawodników z kartą na ręku, ale nie jest to z kilku względów łatwe, np. trzeba ich będzie dłużej przygotowywać fizycznie, aby byli gotowi w 100 procentach.

Na koniec szkoda kibiców Motoru, których ukochana drużyna wróciła do Ekstraklasy po 32 latach tułaczki na różnych poziomach rozgrywkowych. Pozostaje im życzyć tylko dwóch rzeczy: wiary we własny zespół, żeby ich wspierać (co większość robi) i cierpliwości. Może jeszcze, żeby zobaczyli pocztówki, nawet w zimie i nie było na to za późno. No i aby się finalnie doczekali, w końcu już raz dyrektor sportowy Michał Wlaźlik napisał na portalu „X” (dawniej Twitter): „Czekajcie na pocztówki.”

Jako, że mamy dobre serce to zostawiamy im pocztówkę od siebie z pięknego Budapesztu…

Źródło zdjęć: motorlublin.eu
Źródło statystyk: sofascore.com

Share via
Copy link