Obecny sezon piłkarskiego Pucharu Polski jeszcze na dobre się nie rozpoczął, a my już w jego 1. rundzie możemy zobaczyć sensacyjne rozstrzygnięcia. Z rozgrywkami pożegnało się już dwóch bardzo poważnych kandydatów do końcowego trofeum: Raków Częstochowa i liderujący w Ekstraklasie Lech Poznań, który uległ… drugoligowej Resovii Rzeszów.
Wczoraj, większość kibiców Lecha śmiała się z tego, co stało się w Legnicy, kiedy to Raków odpadł z pierwszoligową Miedzią po karnych. Wtedy nie mieli prawa wiedzieć, że ich drużyna zagra następnego dnia jeszcze gorszy mecz. Mecz, który może i nawet zapisać się na kartach historii Lecha jako jeden z bardziej kompromitujących i niechętnie wspominanych meczów przez jego fanów, jak i kogokolwiek związanego z niebiesko-białymi barwami.
Trener Niels Frederiksen wystawił na to spotkanie mocno zmieniony skład względem tego, co zobaczyliśmy ostatnio w lidze przeciwko Śląskowi Wrocław. Tak naprawdę nie zmienił się tylko środek obrony i atak, gdzie ponownie wystąpił Filip Szymczak. Lech zlekceważył mocno swojego rywala, co było widoczne już od pierwszych minut. Resovia powinna objąć prowadzenie już w 7. minucie (Pavlas przegrał pojedynek 1 na 1 z Filipem Bednarkiem), natomiast w 15. minucie Maksymilian Hebel przypieczętował lepszy fragment Resovii takim oto strzałem…
𝐋𝐢𝐝𝐞𝐫 𝐄𝐤𝐬𝐭𝐫𝐚𝐤𝐥𝐚𝐬𝐲 𝐩𝐫𝐳𝐞𝐠𝐫𝐲𝐰𝐚 𝐳 𝐝𝐫𝐮𝐠𝐨𝐥𝐢𝐠𝐨𝐰𝐜𝐞𝐦❗
𝐌𝐚𝐤𝐬𝐲𝐦𝐢𝐥𝐢𝐚𝐧 𝐇𝐞𝐛𝐞𝐥 huknął pod poprzeczkę i Resovia sensacyjnie prowadzi z Lechem Poznań.
🔴📲 Oglądaj online ▶️ https://t.co/f23qq1qy0P pic.twitter.com/7t6zHZtMFo
— TVP SPORT (@sport_tvppl) September 26, 2024
I tutaj trzeba się na chwilę zatrzymać, bo zachowanie niektórych piłkarzy Lecha było tutaj karygodne. W początkowej fazie akcji „agresywnym pressingiem” popisali się Szymczak i Ali Gholizadeh, po czym grający tego dnia fatalnie Ian Hoffman zgubił Gracjana Jarocha, który wystawił piłkę Hebelowi na 16. metr, gdzie też z wyblokiem nie popisali się Alex Douglas i Maksymilian Pingot. Cały mecz w wykonaniu obu był, no nie owijajmy w bawełnę, tragiczny. Wielu kibiców spodziewało się prędzej czy później Pingota grającego w roli tego dodatkowego, fałszywego stopera ustawionego po lewej stronie, w roli, do której świetnie wpasował się Michał Gurgul, jednak były piłkarz Stali Mielec kompletnie zawiódł. Popełniał proste błędy w ustawieniu, miał też sporo przegranych pojedynków, a do gry ofensywnej się po prostu nie nadaje, tym bardziej na gościa oskrzydlającego akcje. Douglas natomiast zagrał swój dotychczas najgorszy mecz dla poznańskiego zespołu – popełniał proste błędy techniczne, nie nadążał za piłkarzami Resovii, głupio tracił piłkę, czy to podając, czy próbując ją prowadzić, no, może to nie było tak, że tylko on dzisiejszego dnia zawiódł, ale na pewno nie przypominał siebie z poprzednich spotkań (tu słychać odgłos zacierania rąk przez Bartosza Salamona).
Na minus zasługują także wymieniony wyżej Szymczak, który ostatnio „zamknął usta” wszystkim krytykującym go osobom, gdyż naprawdę dobrze zastąpił Mikaela Ishaka przeciwko Śląskowi (i nie chodzi tu tylko o strzeloną bramkę), a w Rzeszowie, z rywalem dwie półki gorszym, zagrał bardzo słabo. Zdarzało mu się od czasu do czasu zrobić coś dobrze, po czym jednym dotknięciem piłki psuł wszystko, co zrobił pozytywnego wcześniej. Wychodzący w pierwszym składzie na skrzydle Bryan Fiabema wyglądał natomiast, jakby bezpośrednio przed meczem był kopać trzydziestometrowy dół, będąc dodatkowo w trakcie tego kopania pod wpływem jakiegoś mocnego alkoholu. Norweg wyglądał, jakby kompletnie nie miał ochoty wychodzić na boisko i choćby próbować grać w piłkę: podejmował złe decyzje, szedł na „łatwiznę”, odbijał się od rywali, tracił piłkę w łatwych sytuacjach, a do tego absurdalnie kiksował, jakby grał na znacznie niższym poziomie rozgrywkowym. Osobiście, swoimi przyzwoitymi wejściami w poprzednich meczach nabrał mnie Stjepan Loncar. Widać było po nim, że rzeczywiście coś potrafi i nie przyjechał tu odcinać kuponów, po czym przeciwko Resovii zaserwował nam… firmowe zagranie Niki Kvekveskirego przy bramce dla Rzeszowian, wracając wolnym truchcikiem za akcją, będąc daleko od osiągalnego do dogonienia Hebela. Najwidoczniej podobieństwo Bośniaka i Gruzina nie ogranicza się jedynie do wyglądu z twarzy…
Lech zawiódł całkowicie, jako zespół. Nie licząc Antoniego Kozubala to kogo byśmy nie wymienili, od bramkarza, przez obrońców, pomocników, napastników, nawet niewykorzystanych rezerwowych, aż po trenera, wszyscy zawiedli. Ale zdecydowanie najbardziej zawiódł jeden z nich…
Według informacji dobrze poinformowanego użytkownika o nicku Julas z platformy „X” Joel Pereira nie przedłuży kontraktu z Lechem Poznań, który z końcem obecnego sezonu wygasa. Co na to zarząd? Wyobraźcie sobie, że prowadzicie najlepszą firmę komputerową w kraju, odchodzi Wasz jeden z najlepszych pracowników, który wzniósł firmę na wyższy poziom, a Ty musisz poszukać za niego zastępstwa. Ten człowiek był już przedstawicielem starszego pokolenia, więc szukasz kogoś młodszego, dla tzw. wpuszczenia świeżej krwi do zespołu. Szukasz go przeglądając zestawienia najciekawszych i najlepiej rokujących młodych informatyków z 2014 roku (przypominam, obecnie mamy 2024r.) i tam znajdujesz ciekawego, ciągle młodego człowieka ze Stanów Zjednoczonych, który znajduje się w czołowej piątce tego zestawienia. Wówczas ten chłopak nie mógł zdecydować się, czy iść na studia u siebie w USA, czy może wyjechać do swojej rodziny w Niemczech, gdzie też są dobre uczelnie. Wybiera to drugie i szybko żałuje i po niecałym roku wraca, ale zamiast się uczyć to… opierdziela się, nie uczy się wcale, mija 5 lat studiów i nagle się budzi, że trzeba coś na życie zarobić. Co robi? Wyjeżdża do Norwegii pracować na magazynie. Ty go zatrudniasz, w miejsce informatyka cenionego, którego już u Ciebie nie ma i myślisz, że ktoś taki godnie go zastąpi.
Zakładam, że mniej więcej podobnie wyglądał proces zarówno skautowania, jak i ściągania do Lecha Poznań Iana Hoffmana. No przepraszam bardzo, ale skoro gość mający zastąpić Pereirę nie daje sobie rady nie tyle, co z zespołem drugoligowym, a nawet w trzecioligowych rezerwach, to jak można ciągle go brać pod uwagę? Gdybym napisał, że zagrał gówno, to jakbym nie powiedział nic. To był jego pierwszy mecz w barwach Lecha od pierwszej minuty i mam nadzieję, że za razem był on jego ostatnim takim meczem.
Chcąc nie chcąc, Lech Poznań zapisuje kolejną katastroficzną kartę w swojej historii, a trener Niels Frederiksen ciągle musi udowodnić, że umie pokonywać zespoły z niższych lig w krajowych pucharach, bo przypomnijmy, w Danii przez porażkę z trzecioligowcem 4:0 został nawet wyrzucony z Brondby. Będzie miał, za co się odgrywać za rok, oczywiście, jeżeli w ogóle do tego czasu będzie jeszcze trenerem „Kolejorza”. Miejmy nadzieję, że ten zespół po tak słabym meczu nie przeistoczy się ponownie w maszynę imienia Mariusza Rumaka.
Michał Wawrzyniak