Adeus, Capitão (Stacja: Legia #5)

Ciemne chmury zbierające się nad Łazienkowską, tuż przed meczem z Radomiakiem (fot. Adam Bartosiewicz)

Kilka dni temu Josue na swoim instagramowym koncie pożegnał się z kibicami Legii. Po zakończeniu obecnego sezonu przygoda Portugalczyka z warszawskim klubem dobiegnie końca. Tego zawodnika na pewno zapamiętamy w stolicy na długo. Zostawi po sobie bardzo dużo dobrych wspomnień, jednak nie będzie to tak słodkie rozstanie, na jakie liczył on i kibice. Zapraszam na to swego rodzaju pożegnanie z pierwszym piłkarzem, którego nazwisko zdecydowałem się umieścić na mojej koszulce meczowej.

Josue – piłkarz

Gdy na początku sezonu 2023/24 drużyna Legii była w fantastycznej formie, to sam Josue aż tak nie błyszczał. Nie notował tylu goli i asyst, do ilu przyzwyczaił. Pozostawał nieco w cieniu Pawła Wszołka, Tomasa Pekharta, czy Juergena Elitima, natomiast nadal dawał drużynie dużo. Jako kapitan również świecił przykładem, jak wtedy, gdy razem z Radovanem Pankovem trafił do aresztu w Alkmaar. Potem jednak drużyna zaczęła popadać w coraz większy marazm i zawodzić w rozgrywkach ligowych. Josue nie czarował już na boisku tak, jak w poprzednich sezonach. Wraz z coraz gorszymi wynikami zespołu, zaczęła się u niego pojawiać widoczna na boisku frustracja. Do końca rundy jesiennej zdobył kilka bramek z rzutów karnych i tak naprawdę jedynie spotkanie rewanżowe przeciwko AZ Alkmaar było tym, w którym dostaliśmy „starego, dobrego Josue”. Cudowne 2. asysty jego autorstwa dały nam awans do fazy pucharowej Ligi Konferencji.

Niestety, po przerwie zimowej Portugalczyk nadal był daleko od optymalnej formy. Zaczęło się pojawiać coraz więcej głosów, również wśród kibiców, że jest on „hamulcowym”, że zwalnia naszą grę i zabiera innym zawodnikom przestrzeń na boisku. Gdy w spotkaniu z Koroną Legia bez niego w składzie (był zawieszony za nadmiar żółtych kartek) zdobyła 3 bramki po ładnych, składnych akcjach, to wszyscy zaczęli wieścić, że „bez Josue to ta Legia lepiej gra”. Ta teza dla mnie wydawała się wówczas przesadzona, natomiast w pewnością Josue nie był już w takiej formie, jak jeszcze rok wcześniej. Irytowały jego rozegrania stałych fragmentów gry na krótko z Juergenem Elitimem, z których nie stwarzaliśmy żadnego zagrożenia. Jego wrzutki „z fałsza” zostały rozczytane przez resztę ligi. Owszem, nadal miał te „magiczne dotknięcia”- jak asysty z Pogonią i Jagiellonią, piękne bramki z Molde czy Piastem, natomiast znikła ta regularność, którą dawał w poprzednich sezonach. Paweł Gołaszewski z Markiem Marciniakiem w programie „Gdzie tkwi problem Legii? Co jeszcze może zmienić Runjaić?” na kanale Prawda Futbolu Extra rozłożyli grę Legii na czynniki pierwsze. W materiale pokazano wiele sytuacji, w których Josue niepotrzebnie zwolnił akcję zespołu, przez co nieraz zabrakło tych ułamków sekund do tego, aby zakończyła się ona groźnym strzałem.

Oczywiście, obwinianie go za całokształt obecnej gry Legii to gruba przesada. Josue nie jest już w tak dobrej formie, jak rok temu, natomiast nadal jest jednym z najbardziej jakościowych graczy w zespole. Wiele jest głosów, że hamuje on pozostałych kolegów, że przy nim nie błyszczą adekwatnie do swojego potencjału. Tę tezę zweryfikuje przyszły sezon. Tu i teraz można na pewno zauważyć, że koledzy darzą na boisku Josue dużym respektem. Gdy domaga się piłki, to ją otrzymuje. Na każdej rozgrywanej przez Legię akcji musi on postawić swój „stempel jakości”. To siłą rzeczy nieraz zwalnia tempo gry. Gdy wszystko się układa i taka strategia przynosi punkty, to wszyscy się zachwycamy. Gdy jednak nie jest z tym już tak kolorowo, to trzeba sobie zadać pytanie: czy faktycznie powinno to tak wyglądać? Zbytnie uzależnienie od jednego zawodnika na dłuższą metę zazwyczaj nie wychodzi klubom na dobre.

Dlatego uważam, że pod względem sportowym nie będzie lepszego momentu na rozstanie z Josue, niż teraz. To prawda, że dawał i daje on na boisku wiele jakości. Jednak zgubił gdzieś w tym swoją regularność i raczej z wiekiem będzie miał z tym coraz większe trudności. Pewnych umiejętności się nigdy nie zatraca, nawet z upływem lat i jestem pewien, że jeszcze długo będzie on potrafił zagrać magiczne podanie, oddać fantastyczny strzał, czy zachwycić nietuzinkowym zagraniem z rzutu wolnego. W którymś momencie to rozstanie i tak musiało nadejść, a teraz Portugalczyk odejdzie od nas zapamiętany jako nadal klasowy piłkarz i boiskowy magik. Tymczasem to właśnie teraz w klubie mamy zawodnika, który według mnie idealnie nadaje się do wejścia w jego buty, a mianowicie Juergena Elitima. Kolumbijczyk już w tym sezonie pokazywał, że ma zadatki na lidera środka pola. Ten rok pod okiem Portugalczyka był idealnym czasem dla niego, aby do tej roli dojrzeć na dobre.

Josue – człowiek

W temacie rozstania z Josue jedną rzeczą jest aspekt sportowy, o którym rozpisałem się wyżej. Czym innym jest szatnia – od początku pobytu Portugalczyka w Legii mówiło się, że jest on trudnym charakterem. Jest wymagający, nie znosi przegrywać, zawsze interesuje go tylko wygrana. Jego boiskowe zaczepki w kierunku rywali przysporzyły mu sporej dawki popularności, ale i nienawiści ze strony reszty piłkarskiej Polski. My, kibice, widzieliśmy w nim jednego z nas – nienawidzącego przegrywać, pogardzanego przez rywali, buzującego emocjami. Za to go kochaliśmy. I jestem pewien, że gdy tylko został kapitanem, to wielu kolegów z drużyny również tak go postrzegało. W sezonie 2022/23 i na początku 2023/24 widać było, że drużyna pod jego wodzą idzie za sobą jak w ogień. Przy każdej kontrowersji czy kłótni od razu cały zespół zbiegał się do sędziego czy do przepychanek z rywalami. Widać było, że ta drużyna żyje.

Niestety, mniej więcej od października 2023 roku coś się wypaliło. Nawet w wygranych meczach nie widać było już tego ognia. Do tego wszystkiego zaczęły dochodzić kolejne informacje o złej atmosferze w szatni z jego powodu. Sam zainteresowany twierdził, że w klubie nie jest szanowany przez niektóre osoby, które próbują zniszczyć jego dobre imię, działając za jego plecami. Trudno się do tych wszystkich informacji odnieść, ponieważ jest to klasyczne słowo przeciwko słowu. Nie wiemy, jak było naprawdę – czy Josue był lubiany w szatni, czy może wszyscy teraz odetchną z ulgą, że wreszcie ów „toksyczny despota” zniknie. Z jednej strony mamy wywiad Radovana Pankova, w którym Serb doceniał jego umiejętności i charakter. A z drugiej choćby wpis jednego z dobrze poinformowanych kibiców Legii na platformie X (dawniej Twitter), odnośnie niedawnego wywiadu Josue:

No właśnie, ten nieszczęsny wywiad. Uważałem i nadal uważam, że timing tego wywiadu był fatalny. Na szczęście obył się on bez konsekwencji dla gry zespołu. Rzekłbym jednak, że to raczej pomimo niego, a nie dzięki niemu, Legia dowiozła wygraną w Grodzisku Wielkopolskim, a wraz z nim zapewniła sobie 3. miejsce w Ekstraklasie na koniec sezonu. Taki wywiad oczywiście nie musiał, ale mógł wywołać mały wstrząs w drużynie, zwłaszcza, że Josue podkopał w nim autorytet dyrektora sportowego i przyznał, że nie wszyscy w Legii mają ambicje godne tego klubu. Stwarzał on pewne ryzyko, a zadaniem kapitana na takim etapie sezonu powinna być minimalizacja, a nie eskalacja ryzyka. Po zakończeniu rozgrywek jego słowa wybrzmiałyby tak samo mocno. Jednak ich timing sprawia, że mogło tu w grę wchodzić zwyczajnie urażone ego zawodnika, które, jak słyszymy, zaspokoić jest dość trudno. Josue uwielbia bowiem blask reflektorów i doskonale wie, jak zaskarbić sobie sympatię kibiców. Broń Boże, nie poczytujcie tego zdania jako krytyki – nie ma nic złego w tym, że zawodnik wykonuje takie gesty w kierunku kibiców, to przecież normalna sytuacja. Mam tutaj jedynie na myśli, że nie powinniśmy brać za pewnik wszystkiego, co Josue robi i mówi, bo nie wiemy, jak duża część tego, to jedynie gra na potrzeby wykreowanego wizerunku. Jednocześnie z taką samą rezerwą wolę podchodzić do opinii, jak to Portugalczyk „niszczy szatnię” i jest przyczyną wszelkiego zła w Legii. Prawda zazwyczaj nie jest czarno-biała i na pewno Josue swoje za uszami ma. Przez długi czas jednak prowadził nas do sukcesów i zapewniał ogrom pozytywnych emocji, czego nie można mu zapomnieć.

Ostatnie pożegnanie

Portugalczyk przez długi czas był fantastycznym kapitanem i znakomitym graczem, funkcjonowało to świetnie. Nie mogło to jednak trwać wiecznie i wydaje mi się, że miał tu miejsce podobny przypadek, jak z Kostą Runjaicem – coś się wypaliło w tej relacji między nim, a szatnią, i próba wskrzeszania narracji „Josue- lider i przywódca Legii” byłaby po prostu traceniem czasu. Dziękuję, Kapitanie, za te 3 lata. Dziękuję za utrzymanie nas w Ekstraklasie (twoją asystę z Wisłą Kraków zapamiętam do końca życia). Dziękuję za Puchar Polski, za fazę grupową Ligi Europy i Ligi Konferencji. Byłeś pierwszym piłkarzem, którego nazwisko zdecydowałem się umieścić na swojej koszulce meczowej. Zrobiłem to z uwagi na tę szczególną cechę, którą bardzo u ciebie ceniłem – że zawsze walczysz o zwycięstwo i nie zadowalasz się byle czym. Szkoda, że twój pobyt w Legii nie będzie ukoronowany w postaci Mistrzostwa Polski. Do zobaczenia, już po raz ostatni, w sobotę na Łazienkowskiej 3.

Share via
Copy link