Motor Lublin pokonał na wyjeździe Zagłębie Lubin 2:1 w meczu 16. kolejki PKO BP Ekstraklasy. Decydującą bramkę zdobył były zawodnik „Miedziowych”, a obecnie Motoru – Samuel Mraz. Żółto-biało-niebiescy odnieśli 3 zwycięstwo z rzędu i pną się w górę tabeli, mając na koncie 24 punkty.
Źródło obrazka wyróżniającego: Motor Lublin/portal „X” (dawniej Twitter)
Podopieczni Mateusza Stolarskiego po raz kolejny udowodnili, że zgodnie z przedsezonowymi zapowiedziami nie są chłopcem do bicia na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. W żartobliwych derbach wygrali z drużyną z Lubina. Aby dobrze zrozumieć to spotkanie podsumujemy je w punktach.
DWA LATA
Na początek małe nawiązanie historyczne. Nieco ponad dwa lata temu, 19 października 2022 miał miejsce ostatni mecz pomiędzy Motorem, a Zagłębiem. Spotkanie rozgrywane w Lublinie odbyło się w ramach 2. rudny Fortuna Pucharu Polski. Wtedy jeszcze Motor był zespołem drugoligowym, natomiast Zagłębie ekstraklasowiczem. Gospodarze pod wodzą Goncalo Feio zwyciężyli po dogrywce 1:0. Był to jeden z pierwszych promyków nadziei na lepszą przyszłość „Dumy Koziego Grodu”. Przypomnijmy, że tamten sezon zaczął się od ostatniego miejsca na trzecim szczeblu rozgrywkowym z marnymi 7 punktami po 11 kolejkach. W ciągu dwóch lat zmieniło się sporo. Przede wszystkim Motor zrobił dwa awanse z rzędu, dziś również jest ekstraklasowiczem. Drużyna ewaluowała, rozwijała się, cały czas trwał proces z jasno określonymi standardami pracy. To właśnie wiara w ten proces sprawiła, że Motor jest tu, gdzie jest i po drodze dokonywał rzeczy niebywałych. Dziś liderem projektu jest już kto inny, czyli Mateusz Stolarski (który był asystentem Feio), ale clue się nie zmienia – proces, wiara w niego, wysokie standardy pracy, zaangażowanie, odpowiedzialność za drużynę i pasja. Motor wciąż się rozwija i brnie do przodu.
SERGI SAMPER
Nie ulega wątpliwości, że jest jednym z kluczowych zawodników. Zbiera dobre recenzje za swoją postawę, sporo od niego zależy jeśli chodzi o rozegranie piłki. Właśnie na ten temat było mnóstwo „ochów i achów” od przeróżnej maści ekspertów, tudzież mejwenów. Z drugiej strony często powtarzali, że Hiszpan nie umie bronić. Niekoniecznie zgodzę się z tym punktem widzenia. Owszem, na początku Sergi musiał się wdrożyć w pewne zachowania fundamentalne na jego pozycji w defensywie dla modelu gry Motoru i ich opanowanie trochę zajęło.
Ale jak już załapał o co chodzi to mimo, iż ma więcej inklinacji ofensywnych pokazuje, że ciężka praca w obronie nie jest mu straszna.
Idealnym przykładem jest wczorajszy mecz, szczególnie pierwsza połowa. Z czystym sumieniem można stwierdzić, że w dużej mierze to dzięki Samperowi największe zagrożenie Zagłębia w pierwszej odsłonie to był strzał z dystansu. Hiszpan raz po raz dobrze interweniował.
Kilka razy zatrzymał m.in. Tomasza Pieńkę, młodzieżowego reprezentanta Polski i lidera zespołu gospodarzy. Do tego dobrze spełniał swoją rolę trzeciego stopera w obronie kilka razy przecinając dogrania rywali, czy blokując strzał ze skraju pola karnego.
Tak więc wniosek jest jeden: Sergi Samper potrafi bronić.
ZMIANY I CZYTANIE MECZU PRZEZ SZTAB
Wielokrotnie podkreśla się, że siłą Motoru jest także bardzo dobry, szczegółowo analizujący sztab szkoleniowy. Nie inaczej było we wczorajszym spotkaniu. Trenerzy zdecydowanie pomogli swoim zawodnikom wygrać mecz poprzez dobre odczytanie obrazu gry i zmiany.
W przerwie z boiska zeszli Arkadiusz Najemski i Krystian Palacz, a w ich miejsce zameldowali się Sebastian Rudol i Filip Luberecki.
Były to zmiany spowodowane żółtymi kartkami dla pierwszej dwójki. Można to nazwać dmuchaniem na zimne, ale jak najbardziej sensownym. Po pierwsze Zagłębie wobec niekorzystnego rezultatu musiało zaatakować i obaj wyjściowi gracze już nie bardzo mieli w razie czego „koła ratunkowego” w postaci faulu. Szczególnie Najemski, który kilka minut po otrzymaniu kartonika faulował po raz kolejny na granicy kolejnego napomnienia. Z kolei na stronie „Paliego” grał dynamiczny i przebojowy Pieńko, a jak wiadomo czasem takich graczy (jeśli nie da się inaczej) trzeba zatrzymać np. pociągając za koszulkę.
Goście słabiej weszli w drugą połowę, między 50. a 70. minutą zdecydowaną przewagę osiągnęło Zagłębie. Wspominał o tym sam trener Stolarski na pomeczowej konferencji: „Uważam, że stać nas na lepszą grę, szczególnie biorąc pod uwagę ten przestój w drugiej połowie, który trwał 20 minut.” Gospodarze poszli mocno do przodu, kontrolując posiadanie piłki i bardziej się otwierając, co zaowocowało wyrównaniem. Wobec tego trzeba było coś zmienić. W odpowiedzi na wydarzenia boiskowe na boisku zameldowali się Kaan Caliskaner i Mbaye Jacques Ndiaye. Skoro Zagłębie kontrolowało posiadanie piłki to znaczy, że Motor miał z tym problem. Na to receptą okazał się Caliskaner, który znany jest z tego, że potrafi dłużej utrzymać się przy piłce indywidualnie, „powozić się” z rywalami. Kilka minut po jego wejściu „Motorowcy” wrócili do gry, bo Niemiec wykorzystywał swoje atuty niejednokrotnie indywidualnie kontrolując posiadanie. Przyniosło to także efekty w postaci zagrożenia pod bramką rywala np. kiedy świetnie dograł do Piotra Ceglarza, który zmarnował doskonałą sytuację.
Rywale bardziej się otworzyli, co oznaczało, iż byli ustawiani wyżej i pojawiło się więcej miejsca za plecami ich liny obrony. Na to ripostą było wejście Ndiaye, dla którego charakterystyczne jest atakowanie wolnej przestrzeni. Senegalczyk podobnie jak jego kolega z Niemiec skrzętnie korzystał ze swojego atutu. Kilka razy otrzymywał piłkę na wolne pole m.in. bezpośrednio od Kacpra Rosy, co przynosiło zagrożenie pod bramką gospodarzy. Również przez to obrońcy „Miedziowych” musieli mieć na względzie, że już nie mogą być aż tak aktywni w grze do przodu i należy kontrolować swoje ustawienie.
Zdecydowanie można pochwalić sztab szkoleniowy Motoru, który działał szybko i skutecznie na zasadzie akcja-reakcja. Gdyby nie to ich podopiecznym byłoby zdecydowanie trudniej osiągnąć korzystny rezultat, a być może nawet byłoby to niemożliwe. A tak po raz kolejny udowodnili, że prezentują wysoki poziom i spokojnie można ich zaliczać do topowych sztabów w Polsce.
SAMUEL MRAZ
27-letni napastnik jest byłym zawodnikiem zespołu z Lubina, do którego był wypożyczony w sezonie 2020/2021. Wtedy był niejednokrotnie wyśmiewany za swoją grę i marnowanie sytuacji. A jak jest dziś? Po pierwsze jest zawodnikiem Motoru, a po drugie ma na koncie 8 goli po 16 kolejkach. Dołożył do tego również 2 asysty. Wczoraj zdobył bramkę na 2:1, która zdecydowała o zwycięstwie Można więc z pewnością stwierdzić, że wrócił do Ekstraklasy i na stare śmieci w co przyzwoitym stylu. Początek sezonu do łatwych nie należał, bowiem po 10 meczach miał tylko 1 gola. Kilka razy na jego drodze stało obramowanie bramki lub świetne interwencje bramkarzy. Wielu stwierdziłoby, że to po prostu pech. Ale nie sam Samuel i sztab szkoleniowy (który znowu trzeba pochwalić). Wzięli się do pracy i przeanalizowali sytuacje, w których napastnikowi czegoś brakowało, aby trafić do siatki. Wyciągnęli wnioski zauważając, że sporo tych sytuacji to tzw. „piłki sytuacyjne” i uderzenia z woleja. Postawili większy akcent na tych aspektach w treningu i efekty widać – w 6 ostatnich meczach Mraz pokonywał bramkarzy rywali 7-krotnie. Przebił wynik rundowy z zeszłego sezonu. Wtedy na wiosnę (dołączył do Motoru w zimie) zdobył 6 goli jeszcze na poziomie 1. Ligi, a teraz ma już ich 8 grając szczebel wyżej.
Słowak jest jednym z lepszych przykładów, że warto zaufać procesowi.
To 4 główne punkty, o którymi chciałem podsumować ten mecz. Są one pozytywne, trudno, żeby było inaczej skoro żółto-biało-niebiescy wygrali 3 mecz z rzędu. Oczywiście mankamenty również były jak np. słaby % celności podań, czy utrata kontroli między 50. a 70. minutą.
Jednakże na koniec przeważają te pozytywne aspekty. Tak jak i wynik, który idzie w świat i oznacza jedno, a mianowicie: Lublin > Lubin.