Obszerny raport z „polskiego Belek”. Jak Ekstraklasowicze przygotowywali się do nowych rozgrywek?

Wraz z dniem wczorajszym i wyjazdem z Opalenicy drużyny Widzewa Łódź można powiedzieć, że okres przygotowawczy drużyn ekstraklasowych zbliża się do ostatecznej, końcowej fazy, kiedy to obóz jest przeszłością. Hotel Remes Sport&Spa został wybrany jako bazę treningową przez cztery zespoły występujące w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce. W Opalenicy stacjonowały: Jagiellonia Białystok, Pogoń Szczecin, Piast Gliwice i wspomniany wyżej Widzew Łódź. Do tego dwa z czterech swoich meczów sparingowych zagrał Lech Poznań, a jedno ma jeszcze zagrać trenująca w Grodzisku Wlkp. pierwszoligowa (do niedawna ekstraklasowa) Warta Poznań. Będąc na siedmiu meczach sparingowych rozgrywanych przez polskie zespoły chciałem pokusić się o kilka luźnych wniosków na temat poszczególnych rozwiązań taktycznych oraz piłkarzy, którzy w tychże meczach się pokazali. Oczywiście, te wnioski są tylko i wyłącznie moją opinią, która nie musi mieć wpływu (i raczej na pewno nie będzie mieć) w dalszej części sezonu. Zapraszam na raport z „polskiego Belek”.

POGOŃ SZCZECIN

„Portowcy” byli pierwszym zespołem klubowym z Polski, który zawitał do opalenickiego hotelu w celu przeprowadzenia obozu przygotowawczego. Już 20 czerwca Pogoń przyjechała do Remesu, a zaledwie kilka dni później zagrała sparing z czeską Sigmą Ołomuniec. Było widać gołym okiem, że to był dla obu zespołów pierwszy mecz po dłuższej przerwie, więc sporo ciekawych i zapierających dech w piersiach akcji nie widzieliśmy. Pierwsza połowa była grana kompletnie pod dyktando Czechów, którzy korzystali z niepewnej tego dnia formy i postawy Joao Gamboy oraz Leo Borgesa. Występ portugalskiego defensywnego pomocnika najlepiej podsumowało to, że znacznie lepiej od niego wyglądał grający na „ósemce” i za razem nieoficjalnie debiutujący w pierwszym zespole Maciej Wojciechowski. Piłkarz urodzony w 2007 roku często naprawiał błędy Gamboy, a do tego pokazywał też niebywałą pewność w rozegraniu piłki. Nie odstawał od swoich starszych kolegów, a czasem nawet wyróżniał się na ich tle. Z przymrużeniem oka można uznać, że znajomość opalenickich boisk wydatnie mu pomogła, ponieważ Wojciechowski do akademii Pogoni przychodził z AP Reissa Opalenica.

Piłkarze Pogoni Szczecin przed meczem sparingowym z Piastem Gliwice (fot. Wioletta Ufland, Pogoń Szczecin)

Spotkanie Pogoni z Sigmą zakończyło się wynikiem 1:1. Na strzelonego w pierwszej połowie gola dla Czechów przez Jana Navratila odpowiedział w końcówce spotkania Patryk Paryzek, który tym trafieniem nie dość, że przypieczętował przewagę „Portowców” w drugiej części tamtego meczu, to jeszcze zanotował trafienie „we własnym domu”, ponieważ młody napastnik pochodzi z Opalenicy (notabene, Paryzek podobnie jak Wojciechowski grał przed Pogonią w opalenickiej Akademii Reissa). Można uznać go bezprecedensowo za największego wygranego zgrupowania, zresztą nic dziwnego, skoro Paryzek miał wydatny udział przy wszystkich zdobytych przez Szczecinian bramkach w sparingach. Z Sigmą wpisał się na listę strzelców sytuacyjnym strzałem de facto leżąc już na boisku, z Banikiem również strzelił gola, a także zanotował asystę przy bramce Vahana Bichakchyana. Przeciwko drużynie z Ostrawy Paryzek czysto teoretycznie wyszedł jako skrzydłowy, jednak często w trakcie meczu wymieniał się pozycjami z Efthymiosem Koulourisem. Raz Polak był na boku, a Grek między dwoma stoperami, innym razem było odwrotnie. Współpraca między oboma napastnikami zaowocowała w tamtym spotkaniu golem otwierającym, gdyż Koulouris zszedł niżej, robiąc miejsce Koutrisowi na skrzydle, ten dorzucił do Paryzka, który idealnie znalazł się w miejscu greckiego napastnika i otworzył wynik. Także Paryzek może uznać obóz za bardzo udany, nawet pomimo bezbarwnego meczu z Piastem (0:1), chociaż tam cały zespół Pogoni wypadł gorzej, niż w pozostałych spotkaniach.

Spośród nieoczywistych zawodników Pogoni warto też wyróżnić i docenić za występy na zgrupowaniu Jakuba Lisa. Zawodnik wracający z wypożyczenia do Motoru Lublin bardzo dobrze spisał się już w pierwszym meczu z Sigmą, kiedy to po wejściu na boisko był najlepszym defensorem ekipy ze Szczecina w tamtym meczu, radząc sobie nawet w sytuacji „jeden na trzech”, skutecznie neutralizował ataki rywali przeprowadzanych prawą flanką z perspektywy Pogoni. W grze do przodu także wyglądał dobrze, świetnie się porozumiewali na skrzydle z Bichakchyanem. Mówiąc o Ormianinie warto dodać, że z nim na boisku Pogoń wyglądała jako zespół znacznie lepiej, niż bez niego. Zarówno dla ligi, jak i dla zespołu najlepiej by było, gdyby nie odchodził ze Szczecina, nawet wchodząc do meczu z marszu bez treningu pokazywał ogromną jakość. Wracając natomiast do Lisa – pokazał się z bardzo dobrej strony i teraz, w obliczu potencjalnej pauzy Linusa Wahlqvista trener Jens Gustaffson nie będzie musiał wymyślać tzw. kwadratowych jaj, aby Szweda zastąpić.

PIAST GLIWICE

Niestety o Piaście nie mogę się rozpisać aż tak, jak to miało miejsce w przypadku Pogoni. Z trzech sparingów Gliwiczan byłem jedynie na jednym – tym rozgrywanym z Pogonią, gdzie Piast skromnie wygrał i da się z niego wyciągnąć kilka pozytywów. Pierwszym z nich będzie to, że tak naprawdę Piast wygrał tamto spotkanie bardzo pewnie, pomimo wyniku na styku. Zespół był poukładany, dopuszczał do niewielu sytuacji podbramkowych przeciwnika, w szczególności w pierwszej połowie, kiedy to duet stoperów tworzyli Jakub CzerwińskiTomasem Hukiem (strzelcem jedynej bramki w tamtym spotkaniu). Na obozie zabrakło Ariela Mosóra, który w tamtym momencie finalizował przejście do Rakowa Częstochowa (podobno doszło nawet do wstępnego porozumienia w sprawie kontraktu), jednak podobnie jak w przypadku Kaya Tejana z ŁKS-u Łódź negocjacje zakończyły się fiaskiem. Mosóra w pierwszym składzie zastępował więc Huk, a w kadrze Constantin Reinier, wracający do Gliwic po wypożyczeniu. W drugiej połowie najlepszym, moim zdaniem, piłkarzem Piasta był Michał Kaput, który emanował ogromną pewnością siebie, dosłownie na to spotkanie zamienił się w Sergio Busquetsa z „Prime-time’u”. Być może Kaput wiedział, że to są jego ostatnie tygodnie w Piaście, który według infomacji Kamila Bętkowskiego ma zasilić szeregi Motoru Lublin. W tamtym meczu nieoficjalny debiut zaliczył sprowadzony z Wisły Płock Igor Drapiński wchodząc w drugiej połowie na pozycję lewego obrońcy. W pierwszym składzie na jego pozycji grał inny młodzieżowiec, Oskar Leśniak i to najprawdopodobniej między tymi dwoma piłkarzami będzie rywalizacja o miejsce w składzie na lewej stronie defensywy.

JAGIELLONIA BIAŁYSTOK

Zespół mistrza Polski podobnie, jak Pogoń i Piast szlifował formę w Opalenicy. Jagiellonia w letnim okienku wzmocniła się dosyć konkretnie, dołączyli do nich: Lamine Diaby-Fadiga (napastnik), Maksymilian Stryjek (bramkarz), Filip Wolski, Miki Villar (obaj skrzydłowi) i Joao Moutinho (lewy obrońca) – w chwili pisania tekstu. Trzech wymienionych wyżej jako pierwszych mieliśmy możliwość obejrzenia w meczach sparingowych. Stryjek sprowadzony do rywalizacji w bramce z Sławomirem Abramowiczem w meczach zarówno z Sigmą (1:1) i Miedzią (3:1) miał problemy z grą nogami. Żeby ocenić go bramkarsko potrzeba zaczekać do meczów o stawkę, bo w spotkaniach z Czechami i pierwszoligowcem nie został wystawiony na jakąś większą próbę. Diaby-Fadiga grał tylko 45 minut w pierwszym spotkaniu, gdzie wyszedł na drugą połowę wraz z drugim garniturem zespołu z Podlasia. Czy pokazał on coś szczególnego? Nie. A czy była taka sytuacja, w której kompletnie coś zepsuł? Też nie, dlatego nie da się o nim nic powiedzieć poza tym, że potrafił dobrze zastawić piłkę w kilku sytuacjach oraz, że na mecz z Miedzią nie było go w ogóle w kadrze. Filip Wolski natomiast w obu spotkaniach zdecydowanie mógł narzekać na brak podań, wręcz dziwnym trafem piłka w momencie, kiedy on był na boisku, była grana non stop lewą stroną, a nie prawą, na której były piłkarz rezerw Lecha operował. Miki Villar był obecny na meczu z Miedzią, ale w stroju treningowym, w trakcie rozgrzewki biegał „kółka” wokół boiska, nadrabiając braki treningowe. W meczu nie grał.

Chciałbym jednak kogoś szczególnie wyróżnić za te dwa spotkania, które Jaga w Opalenicy rozegrała. Bardzo podobał mi się Jakub Lewicki, który jak pamiętamy, dwa lata temu wszedł bez kompleksów do pierwszego składu Jagielloni i poziomem nie odstawał od kolegów z zespołu. Fantastyczny sezon Bartłomieja Wdowika zepchnął go na ławkę i Lewicki po jego odejściu do Bragi chce wrócić do wyjściowej jedenastki na dobre. Łatwo mieć nie będzie, bo przyszedł nowy lewy obrońca, Joao Moutinho ze Spezii, ale młodzieżowiec ma nad nim przewagę w postaci długości stażu w drużynie oraz całkiem niezłych występów w sparingach. Z Sigmą wyglądał bardzo pewnie w obronie, gdzie często musiał się mierzyć z Janem Vodhanelem, który przeciwko Pogoni był najlepszym piłkarzem Czechów na placu, niejednokrotnie przechodząc z łatwością Kacpra Smolińskiego czy Leo Borgesa. Lewicki radził sobie z czeskim skrzydłowym i oprócz jednej groźnej straty pod własną bramką, z której nic nie wyniknęło wyglądał bardzo dobrze, podobnie, jak z Miedzią, gdzie na boisku pojawił się dopiero w drugiej połowie dając dużo dobrego zarówno do tyłu, jak i do przodu, gdzie często napędzał akcje Jagielloni. W pierwszym składzie nie wyszedł, gdyż Adrian Siemieniec testował na lewej obronie Aureliena Nguiambę, ale na dłuższą metę takie rozwiązanie nie ma prawa wypalić. Solidnie w obu spotkaniach zaprezentował się także Paweł Olszewski, który pokazuje, że jest gotowy na grę w Ekstraklasie. Niekoniecznie w barwach Jagielloni, ale widać po jego grze, że może z nim być podobnie, jak z Wdowikiem, choć w dużo mniejszej skali.

WIDZEW ŁÓDŹ

Drużyna z Łodzi w Opalenicy grała jedynie jeden mecz sparingowy. Widzew zmierzył się z Banikiem Ostrawa, w formule 4×30 minut, więc była możliwość do sprawdzenia szerokości kadry. Wyjściowy skład najprawdopodobniej był tym, który wybiegnie w meczu 1. kolejki nowego sezonu ze Stalą Mielec. Na skrzydłach mogliśmy oglądać Kamila Cybulskiego i Jakuba Łukowskiego, na bokach obrony grali Luis Da Silva i Lirim Kastrati, natomiast zadanie wejścia w buty Bartłomieja Pawłowskiego powierzono Sebastianowi Kerkowi. W pierwszej kwarcie Widzew się bronił, liczył na kontry i miał bardzo dużo szczęścia, zarówno pod własną bramką, jak i bramką rywala. Gol padł w kuriozalny sposób, który zapoczątkowało złe wybicie zawodnika Banika i ping pong ostatecznie pozwalający wyjść Imadowi Rondiciowi sam na sam z goalkeeperem Banika. Bośniak został sfaulowany przez bramkarza i sam podszedł do jedenastki otwierając wynik meczu.

 

Zatrzymując się tutaj na chwilę przy tej pierwszej kwarcie, Sebastian Kerk może być zgodnie z zapowiedziami tą dziesiątką, która na czas kontuzji Pawłowskiego będzie gwarantować jakość i liczby. Co prawda były gracz niemieckiej Norymbergii jest piłkarzem o innej charakterystyce od Pawłowskiego, gdyż nie bazuje on na dryblingu i zdobywaniu przestrzeni, lecz na kluczowych, otwierających podaniach, jakie Kerk kilkukrotnie próbował posyłać w stronę kolegów, jednak nie były to próby skuteczne. W drugiej kwarcie jedyną zmianą było zejście Niemca na rzecz Fabio Nunesa. Tak, dobrze widzicie, Portugalczyk grał jako ofensywny środkowy pomocnik. Nie szło mu tam najlepiej, nie wyróżnił się niczym na plus. Widać było, że woli on operować z boku, co pokazała trzecia kwarta, kiedy wyszedł na prawym skrzydle. Co ciekawe, w tym momencie na pozycji nr 10 grał… Antoni Klimek. Młody piłkarz jednak pokazywał, że podobnie jak Nunes woli atakować z bocznych sektorów, często schodził ze środka i dublował pozycje młodego Jakuba Grzejszczaka. Kompletnie się tam nie odnalazł, podobnie jak Nunes, więc raczej wypisali się z potencjalnych występów na tej pozycji, natomiast obaj będą rywalizować o miejsce w składzie z Jakubem Łukowskim, który, krótko mówiąc, w tym spotkaniu nie zagrał najlepszych zawodów.

LECH POZNAŃ

Co prawda Lech nie mieszkał w Hotelu Remes, bo przygotowywał się do nowego sezonu we Wronkach, jednak dwa spotkania w Opalenicy rozegrał. Jeden z nich oglądałem z bliska, choć widoczność podczas ich meczu z Banikiem była utrudniona i dużo na temat postawy „Kolejorza” z tamtego spotkania powiedzieć nie można. Na pewno dobrze się pokazali Dino Hotić, Afonso SousaAntoni Kozubal, jednak tego dnia Czesi nie zagrali najlepiej, więc niewiele było trzeba z siebie dać, żeby dobrze wypaść. Po obejrzeniu dwóch spotkań (jednego na żywo w Opalenicy, drugiego w telewizji, przeciwko Dundee) można jednak pokusić się o kilka niewiele znaczących wniosków, więc po krótce: nie podoba mi się lewa strona, w szczególności, kiedy gra na niej duet Kristoffer VeldeElias Andersson. Widać to było nawet w meczu z Banikiem, gdzie większość ich ataków była rozbijana, pojawiało się dużo niewymuszonych strat, a sam Norweg myślami jest już w zdecydowanie innym miejscu, niż Poznań. Za to wspomniani wyżej Sousa i Kozubal wyglądają w przygotowaniach bardzo dobrze, nawet grając razem, obok siebie, przyjemnie się patrzyło na to, jak się uzupełniają i jak rozgrywają piłkę. Niestety, na ten moment nie można powiedzieć nic ciekawego o nowych zawodnikach, bo ich w Lechu… nie było. Do wczoraj, „Kolejorz” sprowadził już Alexa Douglasa ze szweckiego Västerås SK, którego sylwetkę opisaliśmy na naszych łamach oraz Bryana Fiabemę – byłego gracza młodzieżowych drużyn Chelsea, ostatnio Real Sociedad B, który przechodził wczoraj testy medyczne w drużynie z Poznania. Czy Lech będzie w stanie realnie zagrozić Rakowowi, Legii czy Jagielloni w walce o mistrzostwo Polski? Nie wiem, ale wszystko wskazuje na to, że nie.


Tak jak napisałem we wstępie do tego raportu, okres przygotowawczy dobiega końca. Zostały ostatnie szlify, ostatnie sparingi, niektórzy jeszcze kompletują kadrę, niektórzy analizują swoją sytuację w kwalifikacjach do pucharów. Czy wszystkie te taktyki, niekonwencjonalne chwyty i zmiany będą miały przełożenie na ligę lub puchary? Oczywiście, że tak się stać nie musi. Ale mimo tego, dużo wartościowych rzeczy można było zobaczyć oglądając mecze czy treningi ekstraklasowych drużyn.

Share via
Copy link